… DALSZE DZIEJE

Po przeczytaniu pierwszego wydania moich wspomnień „Od staszowskiego działacza do członka Komisji Krajowej NSZZ Solidarność”, na prośbę czytelników kolejne wydanie moich wspomnień postanowiłem wzbogacić o DALSZE DZIEJE z dodatkowymi rozdziałami o emigracji w USA, powrocie do ojczyzny oraz spostrzeżeniach o nowej rzeczywistości w Polsce. Wierzę, że dodatkowe rozdziały uzupełnią wiedzę na temat mojej emigracji, jak również dalszego zaangażowania na rzecz Polski i lokalnego środowiska Staszowa, z którymi jestem mocno związany.

Głównym jednak przyświecającym mi celem są wnukowie Felix i Nataniel,
którym chcę przekazać i dedykować te wspomnienia,
aby wiedzieli skąd pochodzą, dlaczego urodzili się w USA
i tam mieszkają.

 

 

Rozdział I

EMIGRACJA

Rozdział ten postanowiłem rozpocząć od niżej zamieszczonych dokumentów, jako że są one dowodem na moją polityczną, wymuszoną emigrację. Są to fragmenty dokumentów ze zbiorów Instytutu Pamięci Narodowej. Byłem w Staszowie jedyną osobą rozpracowywaną przez komunistyczną SB (Służbę Bezpieczeństwa).

 

 

 

Potwierdzone dokumentami IPN o osobach rozpracowywanych.

 

 

 

Dowodem na wymuszenie emigracji jest opinia, jaką na mój temat wydał funkcjonariusz SB, po moim odrzuceniu propozycji  współpracy z SB:

„W działalności dał się poznać jako działacz o poglądach ekstremalnych. Opowiadał się za demontażem ustroju socjalistycznego – zwolennik konfrontacji. Za powyższą działalność był internowany. Wskazanym jest, aby wymieniony skorzystał z wyjazdu poza granicę PRL.”

Oryginalny dokument

 

Tym razem SB nie miała zastrzeżeń do wydania mi paszportu, jako że kilka dni przed wprowadzeniem stanu wojennego takiego paszportu mi odmówiono, z przyczyn zamieszczonych w poniższym dokumencie.

 

 

A. Nasza amerykańska egzystencja

 

Podstawowym warunkiem mojej decyzji o emigracji był warunek wydania takiej zgody dla całej rodziny. Otrzymałem ją i dopiero wtedy po konsultacji z żoną nastąpiła decyzja o emigracji. Za namową mojej mamy Janiny podjęliśmy decyzję o emigracji do USA. Kraju wolności, swobód demokratycznych, możliwości osobistego rozwoju, kraju emigrantów, gdzie nikt nie czuje się obco i nie jest traktowany jak obcy. Były to najważniejsze powody wyboru USA jako kraju emigracji, bo odpowiadały mojej osobowości, moim wartościom demokratycznym i nie wyobrażałem sobie, aby tam ktoś mógł mnie (nas) dyskryminować ze względu na narodowość. Jako były internowany i represjonowany członek „Solidarności” bez problemu uzyskałem promesy wiz do USA w ambasadzie Ameryki w Warszawie. Jednak poważnym problemem okazał się brak jakiegokolwiek osobistego kontaktu w USA, a zatem zupełna niepewność co do dalszego naszego losu. W Ameryce nie mieliśmy nikogo znajomego ani kolegi, nikogo z członków bliższej lub dalszej rodziny. Nikogo. Nie znaliśmy języka angielskiego. Nie mieliśmy nic. Wyjechaliśmy z 6-letnim synem Jakubem zupełnie w ciemno, tylko z „tobołkami” odzieży, mając w kieszeni zaledwie $200, bo jedynie tyle pozwolono nam wywieźć. Nawet nie wiedzieliśmy, gdzie i do kogo trafimy w USA. Zdaliśmy się na los i łut szczęścia. Wiedzieliśmy jedno, że mamy lecieć do Frankfurtu w Zachodnich Niemczech.
Nigdy nie miałem zamiaru opuszczać miejsca zamieszkania, tym bardziej że mieszkaliśmy w rodzinnym domu, jak na tamte czasy dobrze wyposażonym, mieliśmy pozycje zawodowe, które gwarantowały byt na średnim poziomie. Ponadto moje działania były silnie emocjonalnie związane z polityczną sytuacją kraju, któremu chciałem służyć, a nie być zmuszonym do jego opuszczenia. Opuszczając rodzinny dom, już na ulicy w gronie rodziny i przyjaciół ze łzami w oczach zapowiedziałem: „Ja i tak tutaj wrócę”. Zapowiedź i marzenie powrotu udało się spełnić, ale dopiero po 28 latach.

29 września 1982 r. wylecieliśmy do Frankfurtu w Niemczech Zachodnich, gdzie czekał na nas starszy mężczyzna mówiący po polsku. Zostaliśmy umieszczeni w pensjonacie – ośrodku w Bad Soden koło Frankfurtu, specjalnie przygotowanym tylko dla byłych, internowanych działaczy „Solidarności”. Mieliśmy osobny pokój, świetnie wyposażony. Dostaliśmy skromne kieszonkowe na czas pobytu i oczywiście pełne wyżywienie na miejscu. Tam dopiero po kilku dniach dowiedzieliśmy się, że lecimy do Bostonu w stanie Massachusetts. I nadal nic więcej. Pomimo tej szczątkowej informacji przyjęliśmy ją z wielką radością, ponieważ Massachusetts to wschodnie wybrzeże USA na wysokości Nowego Jorku, zatem „najbliżej” do ojczyzny, z czterema, tak jak w Polsce, sezonami klimatycznymi, jeden z najbardziej rozwiniętych stanów USA. Boston – stolica Massachusetts to miasto akademickie z najbardziej prestiżowymi wyższymi uczelniami: Harvard University, MIT – Massachusetts Institut of Technology (najlepsza techniczna uczelnia świata) czy Boston University; nazwy prestiżowych szkół wyższych można wymieniać w nieskończoność. To miasto jednych z najlepszych centrów medycznych świata, ze słynnymi szpitalami, takimi jak: Mass General Hospital, Boston Children’s Hospital, Brigham and Women’s Hospital i wiele innych o światowej renomie, w których nawet światowi politycy korzystają z usług medycznych. To również ważne centrum kultury i finansów amerykańskich. To pierwsze miasto na kontynencie Północnej Ameryki o zbliżonej do europejskiej kulturze życia i bycia. Massachusetts to nic innego, jak przydomek stanu „Spirit of America – Duch Ameryki”, skąd wychodziły wszystkie idee amerykańskie i gdzie przybyli pierwsi osadnicy, którzy w 1620 r. – też jako uchodźcy religijni i polityczni – przypłynęli swoim statkiem Mayflower w Plymouth na przylądku Cape Cod. To tutaj wybuchła amerykańska rewolucja niepodległościowa rozpoczęta słynnym incydentem w Bostonie, podczas którego doszło do wyrzucenia do oceanu ładunków herbaty, przywiezionej przez statki angielskie do sprzedaży na terenie Ameryki z krzywdą amerykańskich importerów herbaty. Incydent z herbatą z 16 grudnia 1773 r. był inspiracją do walki o oderwanie Ameryki od Korony Brytyjskiej, a starcia 19 kwietnia 1775 r. pod Lexington i Concord w Massachusetts dały początek wojnie o niepodległość. Zatem ten stan nawet duchowo był mi bliski. Okazało się, że dla każdej internowanej rodziny musiano w USA znaleźć sponsora, który dobrowolnie jako woluntariusz zgodziłby się zaopiekować taką rodziną, jak nasza. My o naszym sponsorze nie mieliśmy żadnych informacji. 21 października 1982 r., po 3-tygodniowym pobycie w w/w ośrodku, z przyczepionymi do wierzchniej odzieży naklejkami z logo Amnesty International i naszymi nazwiskami wylecieliśmy do USA. W Nowym Jorku na lotnisku czekała na nas nieznana nam osoba, która zaprowadziła nas do samolotu i tak wylądowaliśmy w Bostonie. Wychodząc z samolotu pełni obaw co dalej, zauważyliśmy mężczyznę z kobietą i dwiema dziewczynkami, trzymających w ręce karton z naszym nazwiskiem. Okazało się, że nie mówią po polsku.

Sponsorem był Amerykanin irlandzkiego pochodzenia Richard Purtell. Miał żonę Clare i dwie córki, Jodie w wieku naszego syna i 2 lata starszą Vicki. Zwykła, amerykańska rodzina ze średniej klasy. Potem okazało się, że Clare pracowała w American-Czech Refugee Agency (Amerykańsko-Czeska Agencja Uchodźców), która została utworzona w 1968 r. dla czechosłowackich uchodźców, emigrujących po rozruchach w Czechosłowacji w okresie „praskiej wiosny” w 1968 r., a która – nierozwiązana – nadal zajmowała się uchodźcami do USA. W domu w obecności męża ubolewała nad brakiem sponsorów dla internowanych z Polski. Richard wyraził zgodę na sponsorowanie naszej rodziny i tak trafiliśmy w jego ręce. Opłatę za nasz przelot musieliśmy zwrócić do American-Czech Refugee Agency, już po podjęciu pracy zarobkowej. Nic za darmo. Richard Purtell, starszy ode mnie zaledwie o rok, okazał się wspaniałym sponsorem i człowiekiem. Przez pierwsze miesiące był u nas codziennie, dbając, aby nam nic nie brakowało. To z nim robiliśmy zakupy (Ameryka – kraj, w którym bez auta ani rusz), to z nim stworzyliśmy specyficzny angielsko-polski żargon, którego oprócz nas nikt nie rozumiał, a nam świetnie służył na początku. W odróżnieniu od wielu innych emigrantów w podobnej sytuacji, staliśmy się częścią jego rodziny, a ja żartobliwie nazywałem go amerykańskim ojcem, jako że to było dla nas nowe życie, a on opiekował się nami. Byliśmy przez nich zapraszani na wszystkie Święta Dziękczynienia, święta Bożego Narodzenia oraz na uroczystości rodzinne. Do dzisiaj utrzymujemy bliski kontakt. Kiedy mój angielski był na tyle dobry, że mogłem swobodnie rozmawiać w tym języku, zadałem Richardowi pytanie: „Dlaczego Ty, niemający nic wspólnego z Polską pomogłeś Polakowi? „, na co on skromnie odpowiedział: „Gdy moi dziadkowie tu przybyli, też im ktoś pomógł”. Uważał, że w ten sposób spłaca dług.  Piękny uczynek zasługujący na wdzięczność, podziw i ogromny szacunek. Była to zakorzeniona wśród Amerykanów wzajemna pomoc, kiedy jako osadnicy pomagali sobie nawzajem bez względu na narodowość czy statut społeczny.

Wylądowaliśmy w Bostonie i trafiliśmy do Lowell, amerykańskiej Łodzi z XIX wieku. Przemysł włókienniczy już dawno wyprowadził się z Lowell i zostały po nim tylko puste fabryki, w których jeszcze w latach 50. i 60. ubiegłego wieku pracowali Amerykanie polskiego i nie tylko polskiego pochodzenia. Po roku 2000 przerabiano je na luksusowe apartamenty. W Lowell zamieszkaliśmy w typowym, 3-piętrowym, drewnianym domu, którego stan pozostawiał wiele do życzenia, w nie najlepszej dzielnicy. W mieszkaniu, do którego trafiliśmy był tylko stół z jedną nogą pośrodku, wyglądem przypominający stół z jakiegoś baru, trzy mocno poobijane plastikowe krzesła, dwa żelazne łóżka, z jakąś marną pościelą, lodówka i kuchenka gazowa. Wygląd niezachęcający do zamieszkania. Ze względu na późną porę sponsor z rodziną wrócili do siebie, a my zostaliśmy w tym mieszkaniu. Zmęczeni fizycznie i psychicznie podróżą poszliśmy spać. Przykryliśmy się przywiezionymi z domu wełniakami. W nocy zbudził nas płacz syna, który domagał się powrotu do domu. A powrotu nie było, bo paszporty były w jedną stronę, bez prawa powrotu. I tak wyglądała „dobrowolna” emigracja.

Rano sponsor przywiózł nam typowe amerykańskie śniadanie, które nas ogromnie zdziwiło, bo były to amerykańskie donuts, czyli pączki z lukrem i kubki kawy. U nas niespotykana rzecz na śniadanie. Był to ewidentny dowód na to, że zaczęliśmy nowe życie w zupełnie innym świecie, którego musimy się uczyć i nauczyć, aby żyć. Tak się zaczął nasz american dream. Po śniadaniu sponsor zawiózł nas do jakiegoś kościoła i zadzwonił na plebanię. W drzwiach stanął starszy wiekiem ksiądz i jakaś pani. Zaczęli rozmawiać po angielsku, z czego oczywiście nic nie zrozumieliśmy. Nagle po tej rozmowie ksiądz (John Abucewicz) i towarzysząca mu kobieta (Maria Dudek) odezwali się do nas po polsku. Była to polska parafia katolicka Świętej Trójcy – Holy Trinity Church w Lowell. Nastąpiła ogromna ulga. Jesteśmy w domu, wśród swoich i szczęście do nas się uśmiechnęło.

Prałat John Abucewicz, potomek Polaków to kapelan US Navy podczas II wojny światowej na Pacyfiku. Pani Maria Dudek to Amerykanka polskiego pochodzenia urodzona w Lowell, płynnie mówiąca i czytająca po polsku, która zmarła w 2018 r. w wieku 103 lat. Jesteśmy jej ogromnie wdzięczni za pomoc w pierwszym okresie naszego startu w USA. Zawsze podczas pobytów w Ameryce odwiedzaliśmy ją w domu starców. Z pomocą Pani Marii Dudek, po załatwieniu administracyjnych formalności w biurze Social Security Administration (administracja socjalna) staliśmy się amerykańskimi, legalnymi rezydentami. Otrzymaliśmy prawo do pracy, zasiłek socjalny w naturze i skromną sumę pieniędzy na własne potrzeby. Polonia natychmiast zorganizowała akcję pomocy i do mieszkania zaczęły spływać wszystkie do życia potrzebne przyrządy, wyposażenie, meble, sprzęt, pościel, ręczniki – wszystko co było niezbędne do funkcjonowania mieszkania i nas w tym mieszkaniu. Nie były to rzeczy nowe, niektóre mocno sfatygowane, ale niegrzecznie byłoby odmówić. Starannie je przebraliśmy to wszystko i tego, co nie nadawało się do użytku pozbyliśmy się. Zaraz na początku zakasaliśmy rękawy i doprowadziliśmy mieszkanie do akceptowalnego stanu.
Syn już po tygodniu poszedł do szkoły. Dzięki wspaniałomyślności prałata Johna Abucewicza w pierwszym roku byliśmy zwolnieni z czesnego. Jakub w prezencie otrzymał szkolny garnitur, w którym dzieci codziennie obowiązkowo chodziły do szkoły. Była to szkoła przy polskiej parafii im. Św. Stanisława, z tym że nie uczono już w niej po polsku. Niektóre z sióstr zakonnych mówiły jeszcze po polsku, reszta nauczycieli niestety nie. Jakub nie znał angielskiego. W Polsce do szkoły jeszcze nie chodził, w Ameryce już musiał. Zupełnie zagubiony, a my razem z nim. Do szkoły dojeżdżał busem, którym nam nie wolno było z nim być. I tak jeździł i wracał ze szkoły pod opieką 3 lata starszej córki portugalskich sąsiadów, która się nim opiekowała. Nam wolno jedynie było odprowadzać go na autobus. W autobusie i w szkole były tylko amerykańskie dzieci, zatem przeżycia, tak syna, jak i nasze były na poziomie paniki. A powrotu z „dobrowolnej” emigracji nie było. Pewnego dnia spóźniliśmy się na szkolny autobus powracający ze szkoły, mając nadzieję, że koleżanka zaprowadziła syna do naszego mieszkania. Przyprowadziła, ale zostawiła samego przed drzwiami. Zastaliśmy go w spazmach płaczu i długo nie mogliśmy uspokoić. To Jakub zapłacił największą cenę za emigrację. My znaliśmy kontekst naszego wyjazdu i jakoś musieliśmy to akceptować, rozumiejąc otaczającą rzeczywistość. On tego nie rozumiał do końca, pomimo wyjaśnień. Dziecko bez znajomości języka, bez babci, dziadka, ciotki, kuzynów, polskich kolegów. Samotne, tylko z nami – rodzicami.

 

Syn Jakub 1-sza klasa.

 

Trwało to kilka lat, dopóki nie przywykł do sytuacji, poznając język, nawiązując amerykańskie, szkolne znajomości. Przeżył ogromną traumę. Kiedy zaczęliśmy pracować, opiekę nad nim sprawowała Pani Węglarz. Była to Polka, która po napaści Sowietów na Polskę 17 września 1939 r. wraz z mężem została zesłana przez Sowietów do łagrów. Po zawarciu układu zwalniającego Polaków z sowieckich łagrów jej mąż dołączył do armii gen. Andersa, z którą między innymi walczył pod Monte Cassino, a ona przez Indie, Iran, Meksyk trafiła do USA. Mąż po zakończeniu wojny przez Kanadę również dotarł do USA i spotkał się z żoną w Lowell. Byli to nasi sąsiedzi z ulicy Concord.

W porozumieniu z synem ustaliliśmy, że w domu mówimy tylko po polsku. Natomiast poza domem może mówić w języku, którego się uczy. I tak zostało do dzisiaj. Syn do dzisiaj mówi świetnie po polsku (czasami popełniając drobne błędy fleksyjne), a nawet pisze i czyta po polsku. Przez pierwsze lata szkoły nie pisał i nie czytał po polsku, ponieważ nie chcieliśmy mu mieszać w głowie. Gdy był w czwartej klasie poprosiłem  mamę, aby przysłała mi polski elementarz i zacząłem uczyć go czytania i pisania w ojczystym języku. Szło to mozolnie, ale szło. W opanowaniu polskiego pomogły wakacje, które spędzał w Polsce po skończeniu szóstej klasy. Umówiliśmy się z nim, że codziennie będzie miał godzinną lekcję języka polskiego z nauczycielką. I tak zatrudniłem do jego nauki Panią Bronisławę Morawską, która przez kolejne wakacje uczyła go pisać i czytać. I efekty jak widać są, skoro do dzisiaj rozmawiamy i korespondujemy tylko po polsku. Jest to nasz ogromna osobista satysfakcja z jego dokonań, które mocno cenimy i szanujemy. Ponadto syn używa polskiego imienia Jakub, zamiast angielskiego Jacob, a szacunek do Polski i dumę bycia Polakiem uzewnętrznia, gdy poprawia każdego, kto nie użyje polskiej wersji jego imienia. Staszów jest nadal jego „świętym” miejscem, które zawsze wspomina i kiedy może odwiedza, a kartki świąteczne do wszystkich z rodziny są stałym elementem jego świątecznej tradycji.

Po kilku tygodniach przeprowadziliśmy się do innego mieszkania, w domu portugalskich emigrantów w pobliżu szkoły. Trzypokojowe mieszkanie miało mankament. Było bez ogrzewania. Dwa pokoje znajdowały się w sąsiedztwie kuchni, trzeci pusty, nieumeblowany bez takiego połączenia. Ogrzewało się go kuchenką gazową, która z boku miała palniki i w ten sposób ciepło dochodziło do tych dwóch pokoi. Naszego – większego i syna – mniejszego. W pewną sobotę na początku lutego wstałem wcześniej i zacząłem gotować jajka na kuchence. Stanąłem obok kuchenki, aby w międzyczasie się zagrzać. Nagle poczułem swąd palącego się materiału i ciepło na plecach. Piżama zapaliła się na mnie. Aby płomienie nie przerzuciły się na pobliskie firanki pobiegłem do pustego pokoju, rzucając się na podłogę, aby przygasić ogień. Żona zaalarmowana moim krzykiem: Palę się!!! pomogła ugasić płomień. Niestety poparzenia okazały się poważne i Pan Henryk Bardzik musiał odwieźć mnie do szpitala. Spędziłem w nim 21 dni i niewiele brakowało, a konieczny byłby przeszczep skóry. Na szczęście obeszło się bez tego, po poparzeniu nie zostało śladu. Zastosowana specjalna maść, wibracyjne kąpiele i delikatne codziennie wycinanie szczątków spalonej skóry zakończyły szczęśliwie kurację.

Konieczne było opanowanie angielskiego. Kursy z innymi emigrantami różnych narodowości w International Institute były zwykłą stratą czasu. Nie inaczej wyglądała nauka angielskiego na kursie w szkole średniej, również wśród emigrantów z całego świata, których znajomość nawet angielskiego alfabetu była znikoma. Zatem trzeba było szukać innego rozwiązania. W wysyłkowej księgarni polskiej w Nowym Jorku zakupiłem samouczek i w ten sposób zaczęliśmy naukę. Potem już konwersacje w pracy z Amerykanami szybko poprawiały znajomość języka nie tylko w mowie, ale i w piśmie. Za tą nauką szły nauki dnia codziennego. Inne otoczenie, inna mentalność, inne tradycje, inne jedzenie, inne gusta i upodobania, inna kultura, wszystko inne. I system państwa zupełnie inny niż komunistyczny, w którym żyliśmy. Tego wszystkiego trzeba było się uczyć, przestawiać swoje myślenie, działanie, swoją mentalność, woje przyzwyczajenia. Wszyscy z nas. W „dobrowolnej” emigracji.

Jak się okazało, oprócz polsko-amerykańskiego proboszcza w parafii był ksiądz z Polski Czesław Szymański. To on dostarczał mi codziennie nowojorski „Nowy Dziennik”, który był odbiciem radia Wolna Europa, Głosu Ameryki no i oczywiście artykułów oraz informacji na temat życia Polonii i niezbędnych innych informacji dotyczących życia emigracyjnego. „Nowy Dziennik” był oknem na świat i na Polskę, bez której przecież ciężko było żyć. Nie wyobrażałem sobie sytuacji bez tych codziennych informacji z kraju i ze świata. Za pierwsze zarobione pieniądze już sam zacząłem prenumerować „Nowy Dziennik”, który do czasu internetu towarzyszył mi codziennie przez całe lata. Po zmianie ideowej „Nowego Dziennika” w 1989 r. na bardziej liberalną i politycznie poprawną, sprzeczną z moimi patriotyczno-konserwatywnymi poglądami, dzięki internetowi szybciej mogłem z prenumeraty zrezygnować. Nie skorzystałem z namowy redakcji do kontynuowania prenumeraty.

Pracy nie było, bo panowało wysokie bezrobocie. Było za to dużo myślenia, stresu, lęku o przyszłość i wielka niewiadoma. Emigracja wbrew pozorom to nie „droga do raju”, tylko kawał ciężkiego chleba, trauma, przeżycia, które całkowicie zmieniają nasz świat. Przetrwanie wynikało z wyznawanych wartości, pryncypiów, uczciwości, solidności, troski i starania o rodzinę, jej byt, jej trwanie, mimo przeciwności. Tutaj zdawało się egzamin ze wszystkiego. Z przedsiębiorczości, zaradności, dbałości o teraźniejszość, o przyszłość siebie, dziecka, rodziny. Wiele poznanych różnych rodzin kończyło różnie. Były rozwody, pozostawienie rodziny, ucieczka do Polski przed konsekwencjami prawnymi. Był alkoholizm, były ucieczki przed samym sobą, przed nową rzeczywistością. Były przedwczesne śmierci, czy to z nadużycia alkoholu, czy narkotyków, czy samobójstwa z nieznalezienia miejsca dla siebie. Egzamin z życia. Trzeba to przeżyć, aby to poznać i zrozumieć. I z tym się pogodzić.

Po kilkumiesięcznym okresie bezrobocia otrzymałem pierwszą pracę. Oczywiście przypadkową, niemającą nic wspólnego z moją profesją, u Amerykanina polskiego pochodzenia, wcześniej wspomnianego Pana Henryka Bardzika, który wraz z synem odzyskiwał złoto z cienkich pokryć tym minerałem obwodów płyt komputerowych. Pomógł mnie i mojej żonie uzyskać pracę w zakładzie, z którym współpracował. Płaca była niższa niż nasz zasiłek, nie opłacająca się tym bardziej że jej podjęcie wiązało się z utratą ubezpieczenia zdrowotnego po 3 miesiącach. Byliśmy przyzwyczajeni do publicznej służby zdrowia, mieliśmy małe dziecko, więc trudno nam było dostosować się do tej sytuacji. Nie chcieliśmy zrazić do siebie sponsora, który mnie tę pracę zarekomendował. Po kilku miesiącach za pośrednictwem Henryka Bardzika najpierw żona, a potem ja otrzymaliśmy pracę w zakładzie Electro Circuit, produkującym płyty główne do komputerów. Oczywiście również za najniższa stawkę i niezwiązaną z naszym wykształceniem. Z pierwszych zarobków kupiliśmy auto AMC Spirit (producenta nieistniejącego już na rynku) i telewizor kolorowy, ponieważ ten otrzymany od Polonii był mały, przenośny, czarno-biały. Dzięki znajomości z właścicielem zakładu Panem Thaddeusem Nawojem, który był potomkiem emigranta z Polski z Podkarpacia pomogłem potem uzyskać pracę wielu podobnym do nas emigrantom z Polski, a zamieszkałym w Lowell lub okolicy. W tym zakładzie dzięki mojej pomocy znalazł zatrudnienie mój internowany kolega z Sandomierza – Kazimierz i jego syn, którzy trafili z Bad Soden na Florydę, żyli w kiepskich warunkach i prosili mnie o pomoc. Załatwiłem im pomoc Polonii, lokum w Lowell i wyposażenie na start, podobne do tego, które sam otrzymałem na początku emigracji w USA. Na prośbę znajomego Pana Andrzeja z Warszawy, mieszkającego od wielu lat w Lowell, pomogłem przeprowadzić się z Perth Amboy z New Jersey koledze Ryszardowi z rodziną, z „Solidarności” Regionu Dolny Śląsk, którego Pan Andrzej poznał pracując tam w delegacji.
W związku z tym, że byliśmy na dorobku skorzystałem z oferty Electro Circuit i przeszedłem na drugą zmianę płatną z 10% dodatkiem. Niedługo na drugą zmianę przeszła nasza znajoma Ewa, którą w tym samym czasie co my rozpoczęła tam pracę. Wdrożyłem ją w szczegóły pracy na stanowisku operatora skomputeryzowanej wiertarki do wiercenia otworów w płytach komputerowych obwodów elektrycznych. Na naszej zmianie szefem był Amerykanin portugalskiego pochodzenia. Nie miał auta, więc po pracy odwoziłem go z Ewą do jego apartamentu. Na naszą prośbę zostawał z nami na dłużej, abyśmy mogli, jak to na dorobku więcej zarobić w nadgodzinach. Każdy dolar miał wtedy swój cenny wymiar. Zarabiałem więcej, ale przyszła refleksja. Zorientowałem się, że praktycznie nie widzimy się z żoną, oprócz poranków, gdy zawoziłem ją do pracy i w nocy po powrocie z pracy. Źle się z tym czuliśmy. nie dość, że byliśmy tam sami, to jeszcze się rozdzieliliśmy. I trafiła się okazja. Wspomniany szef z drugiej zmiany wspomniał, że pracował w podobnym zakładzie, z tym że tam można pracować na okrągło, łącznie z weekendami, również w niedzielę. Przyszło mi do głowy, by skorzystać z szansy pracy na pierwszej zmianie, z sobotami i niedzielami włącznie (w soboty godzina była płatna 1,5 raza więcej, a w niedzielę obowiązywała podwójna stawka). Natychmiast złożyłem podanie i zostałem przyjęty. Po kilku miesiącach okazało się, że tak pracować się nie da. Organizm odmówił posłuszeństwa, byłem wykończony fizycznie i psychicznie – trzeba było zwolnić obroty. W polskim kościele Holy Trinity Church – Świętej Trójcy zaczęliśmy poznawać Polonię i takich jak my emigrantów. Byli oni emigrantami ekonomicznymi, którzy do USA trafili z obozów uchodźców z Austrii, Niemczech czy Włoch, a opuścili Polskę tuż przed stanem wojennym 13 grudnia 1981 r. Po kilku miesiącach zaczęliśmy poznawać podobne do nas rodziny „solidarnościowe”,

 

Kościół Świętej Trójcy – Holy Trinity Church – polskiej parafii w Lowell.

 

które mieszkały w okolicach i docierały na niedzielne polskie msze. Były to rodziny politycznych uchodźców z Krakowa, Łodzi, Łasku, Bolesławca, Sosnowca, Podbeskidzia, z którymi szybko znaleźliśmy wspólny język. Poczuliśmy się trochę raźniej. Weekendowe „nocne Polaków rozmowy” trwały do późnych godzin, wspominaliśmy „Solidarność” i układaliśmy scenariusze dalszych wydarzeń w Polsce. Żony plotkowały, wymieniały radami, dzieliły radościami i troskami macierzyńskimi, a dzieci miały wreszcie polskich kolegów do zabawy.

Przez pierwsze 2-3 lata żona czuła się fatalnie. Fizycznie i psychicznie. Miała robione różne badania i pomimo że wyniki nie wskazywały na chorobę, nadal źle się czuła. Zmienialiśmy lekarzy, a jej samopoczucie wcale się nie poprawiało. W końcu lekarz(Chińczyk z pochodzenia)  definitywnie stwierdził, że żona jest całkowicie zdrowa, a jedynym jej problemem jest tęsknota za domem, za rodziną, za Polską. Tak wyglądała „dobrowolna” emigracja.

Z pomocą mojego sponsora Richarda Purtella w październiku 1983 r. otrzymałem pracę w DuPont w Billerica około 10 km od Lowell. To ten sam DuPont, którego fachowcy współbudowali zakład dwusiarczku węgla CS2 przy Kopalni Siarki „Siarkopol” w Grzybowie. E.I. du Pont de Nemours and Company, szerzej znana jako DuPont, jest jednym z największych koncernów chemicznych na świecie. Firma została założona w czerwcu 1802 r. i zajmowała się produkcją prochu. Firma rozwijała się w Brandywine Creek, niedaleko Wilmington w stanie Delawere. I tutaj mała polska ciekawostka związana z DuPont. Założycielem był Eleuthere Irenee du Pont de Nemours, syn Pierre’a Samuela – najpierw osobistego sekretarza króla Stanisława Poniatowskiego, a później długoletniego sekretarza Komisji Edukacji Narodowej.
Po ponad 2 latach w DuPont pracę otrzymała moja żona Jolanta; pracowaliśmy tam do wyjazdu do Polski w lipcu 2010 r. Po awansie żony, jej stanowisko pomogliśmy objąć wspomnianej znajomej Ewie, która po latach załatwiła pracę w tej korporacji swojemu synowi, a potem mężowi. Po kilku latach pracy wyjechali na Florydę. W DuPont produkowano preparaty medyczne i techniczne na izotopach radioaktywnych. Pracę rozpocząłem w dziale gospodarki odpadami radioaktywnymi, następnie przeszedłem do działu produkcji i kontroli jakości, najpierw jako technolog, a potem specjalista techniczny. Długie lata dorabiałem w nadgodzinach w wielu innych działach, co amerykańscy współpracownicy komentowali, że „gdzie nie pójdą, to mnie wszędzie widzą”. Żona jako technolog, a potem również specjalista techniczny pracowała z jodem radioaktywnym, preparatem do badań tarczycy w laboratoriach uniwersyteckich, które wykonywała na rzecz uniwersytetów.

I tutaj ciekawostka dotycząca naszego zatrudnienia i pierwszych kroków w DuPont. Jak wspomniałem z pomocą mojego sponsora oraz jego bliskiego znajomego, managera w dziale ruchu elektrycznego Steve`a Geddesa otrzymałem pracę w dziale gospodarki odpadami radioaktywnymi, w którym pracowałem rok. Po roku zacząłem rozglądać się za inną pracą i złożyłem podanie do działu dystrybucji. Dowiedział się o tym mój szef Leo Monahan, który chciał wiedzieć, dlaczego nie zwróciłem się do niego z prośbą o przeniesienie do innego działu. Speszyłem się. Myślałem, że nie wypada informować swojego przełożonego, że chce się odejść od niego. Tutaj było odwrotnie. Widocznie zauważył, że ucząc się angielskiego w czasie lunchu, posiadam jakiś potencjał do rozwoju zawodowego. Pomógł mi uzyskać pracę w kontroli jakości, za co byłem i nadal jestem mu bardzo wdzięczny. Managerem była Margaret Cain, a supervisorem Ruth Green, która po odejściu do innego działu przyjęła do pracy moją żonę Jolantę, też w ciekawych okolicznościach. Ruth dowiedziała się, że szukam pracy dla żony i zaprosiła ją na spotkanie kwalifikacyjne. Po rozmowie i ustaleniu warunków przejścia, zatrudniła Jolę. Żona zaczęła pracę jako pomocnik technologa w rozdzielaniu jodu radioaktywnego do badań, produkowanego dla uniwersytetów, aby po awansach pracować na stanowisku specjalisty technicznego wykonującego w/w produkty na bazie izotopu radioaktywnego jodu. Zaskoczony takim obrotem sprawy, gdyż było to praktycznie niespotykane, spytałem Ruth, dlaczego tak szybko podjęła decyzję. Odpowiedziała:
„Widziałam, jak ty pracujesz i byłam pewna, że z żoną nie będzie różnicy”.

Nie pomyliła się. Dlatego też pomimo późniejszych redukcji zatrudnienia w każdym z naszych działów, my pracowaliśmy do emerytury, tj. czasu powrotu do Polski w 2010 r. Radioaktywność, z którą mieliśmy do czynienia była znikoma, co nie znaczyło, że nie byliśmy wyposażeni w odzież i obuwie ochronne. Bezpieczeństwo i higiena pracy była na najwyższym poziomie. Co tydzień byliśmy szczegółowo badani specjalnymi urządzeniami, aby wykluczyć jakiekolwiek skażenie, a przy sobie nosiliśmy czujniki, które były codziennie sprawdzane. Każde wyjście z laboratorium wymagało dokładnego umycia rąk, zmiany obuwia, pozostawienia odzieży ochronnej poza miejscem opuszczania pomieszczeń laboratoryjnych i zmierzenia specjalnym urządzeniem do wykrywania skażeń rąk, ubrania i już własnego obuwia. Było to ściśle przestrzegane przez pracowników. Praca w takim zakładzie ustawiła nasz status na poziomie typowej amerykańskiej średniej klasy. Już po 3,5 roku pobytu w USA mogliśmy ze zgromadzonych środków finansowych kupić na kredyt nowo wybudowany dom szeregowy z garażem, z wyposażoną kuchnią i łazienkami, a po miesiącu, nowy samochód osobowy Subaru. Zaczęło się regularne życie średniej klasy amerykańskiej, czyli dom, praca, dom, praca… z satysfakcją z wykonywanej pracy, która przekładała się na stabilizację i optymistyczne patrzenie w przyszłość.

Kiedy po latach dziękowałem Richardowi za jego pomoc, w tym w uzyskaniu pracy, a dzięki niej osiągnięcie dobrej pozycji zawodowej, również finansowej, powiedział: „nie mnie dziękujcie, a sobie, ja wam dałem szansę, a wyście wiedzieli, jak ją wykorzystać”. Taki właśnie był nasz sponsor, nasz „amerykański ojciec”, wspaniały człowiek Richard Purtell.

W 1988 r. staliśmy się amerykańskimi obywatelami. Od tej pory mieliśmy podstawowe prawo demokratyczne, prawo udziału w wyborach. I to był najważniejsza zmiana naszego statusu w USA. Polski ciągle jednak brakowało. Po transformacji ustrojowej w 1989 r. każdy urlop spędzaliśmy w Polsce, a ja w ojczyźnie byłem wielokrotnie w ciągu roku. Zwiedzaliśmy również Amerykę. Nowy Jork, wodospad Niagara, Floryda, pierwszy raz zaproszeni przez sponsora Richard Purtell na Święto Dziękczynienia na wyspę Sanibel, potem już sami w Daytona, Orlando w Disney Word & See World, przylądek Kennedy’ego ze statkami kosmicznymi i muzeum kosmonautyki, Las Vegas z zaporą Hoovera i Wielkim Kanionem do 2010 r. to nie jedyne miejsca zwiedzone w USA. Nasz wymiar urlopu rósł z roku na rok i na koniec osiągnął 6 tygodni w roku. Zrealizowaliśmy wielkie marzenia młodości, czyli udział w koncertach światowej sławy muzyków. Takim najbardziej wzruszającym wydarzeniem był koncert Paula McCartney`a z legendarnego zespołu The Beatles, na którego występach byliśmy dwukrotnie, z kilkuletnim odstępem. Nie obyło się bez koncertu drugiego z Beatlesów Ringo Starra, który występował ze swoją grupą muzyków Ringo Starr & His All-Starr Band, BB Kinga, Tiny Turner, Johna Fogerty`ego z nieistniejącej już grupy Creedence Clearwater Revival, która królowała na dyskotekach w czasie naszej młodości w klubie kopalni siarki Skarbek, Erica Claptona, Roda Stewarda, Budy`ego Guya. No i chyba jedno z największych wydarzeń muzycznych mojego życia, czyli koncert Roberta Planta & Jimmy`ego Page`a z grupy Led Zeppelin, których jestem wielkim fanem. Na tym koncercie byłem z synem, jak również na koncercie Rogera Watersa z grupy Pink Floyd, który syn chciał opuścić ze względu na lewicowe, ideologiczne i antyrepublikańskie teksty, wygłaszane przez wykonawcę pomiędzy utworami. Sam byłem podobnie zniesmaczony, ale mimo tego koncert był popisem profesjonalnej muzyki wysokiej klasy.

Jako, że w Polsce nadal trwał komunizm i brakowało tam wszystkiego, pomagaliśmy rodzinie. Najpierw wysyłaliśmy paczki do Polski, a następnie zaprosiliśmy do nas trzech szwagrów i kuzyna, którzy osobno, rok po roku przebywali u nas w Lowell i pracowali na polepszenie sytuacji swoich rodzin. Pomocy udzieliłem również młodemu małżeństwu z Białegostoku, które napisało do nas z poręczenia znajomych z prośbą o pomoc w znalezieniu pracy. W związku z tym, że mój sponsor Richard Purtell w międzyczasie założył agencję zatrudnienia, przez niego udało mi się załatwić im pracę. Ponadto jemu, magistrowi elektrykowi, podpisałem zgodę na sponsorowanie jego doktoratu w Lowell University jako warunek ich starania się o dłuższy pobyt w USA, bo w USA przebywali jedynie na krótkoterminowej wizie turystycznej. Dzięki temu udało się im po czasie uzyskać stały pobyt w USA.

Po transformacji ustrojowej w Polsce w 1989 r. braliśmy pod uwagę powrót do Polski. Na przeszkodzie stanęła sytuacja syna i jego dalsza edukacja. Uczęszczał do szkoły z wykładowym angielskim, chociaż pracowaliśmy nad jego znajomością języka polskiego. Poszukiwania w Polsce szkoły średniej z wykładowym językiem angielskim, w połączeniu z nauką polskiego skończyło się niepowodzeniem. Nie chcieliśmy ponownie narażać go na traumatyczne przeżycia, jakim były początki jego edukacji w USA i stawiać pod znakiem zapytania jego studia. Taka sytuacja trwała do ukończenia przez syna studiów w USA. Ze względu na Jakuba już po zakończeniu przez niego studiów nadal nie decydowaliśmy się na powrót do Polski. Nie mogliśmy, ot tak sobie pozostawić jedynaka w USA i wyjechać bez niego. On nie wybierał tej emigracji, nie prosił o nią. Został wychowany w USA i nie chcieliśmy, aby w Polsce musiał adaptować się do kolejnej, zupełnie innej rzeczywistości, z niewiadomym skutkiem. Tym bardziej, że on sam nie widział takiej możliwości. I nadal trwaliśmy w innym świecie niż chcieliśmy. Do czasu, kiedy przypadkowo poznał przyszłą żonę Basię z Trzebnicy koło Wrocławia. Czy może być większe szczęście i radość na emigracji niż synowa Polka? Ślub syna i założenie przez niego rodziny spowodowały, że można było już na serio rozpocząć przygotowania do powrotu do domu, do Staszowa, do Polski. Dopiero teraz, kiedy nasz syn ożenił się, otworzyła się szansa powrotu dla nas. Ale bez niego. I znowu wielkie przeżycie, stres, dylemat, czy powinniśmy wracać, czy jednak zostać z synem jedynakiem. I największy dramat matki, mojej żony, ale i dla mnie nie mniejsze przeżycie. Najboleśniejsze było zdanie syna: „tyle lat byliśmy sami, a teraz mnie zostawiacie samego”. Łzy stanęły mi w oczach, ale pragnienie powrotu do kraju, spełnienie postanowienia i marzenia „ja i tak tutaj wrócę” było silniejsze, do którego żona z ogromnym żalem i smutkiem dostosowała się. Zostawienie syna w Ameryce było bolesne dla mojej żony (matczyna miłość nie zna granic), dla mnie również, ale pragnienie powrotu do Polski było ogromne. Tym bardziej, że dzisiaj możliwość swobodnego przemieszczania się między Polską, a USA jest nieporównywalna w stosunku do wcześniejszych czasów. Dzięki temu możemy corocznie (lub nawet częściej) odwiedzać syna i jego rodzinę w Lowell.

Wróciliśmy z żoną do Polski po 28 latach emigracji, a syna i jego rodzinę z dwoma wnukami, naszym przykładem mówiących w domu po polsku, odwiedzamy w USA. Jakub podjął decyzję, że kiedy jego synowie podrosną na tyle, aby czuć się dobrze w szkole amerykańskiej i oswoją z trybem edukacyjnym, zapisze ich do sobotniej, polskiej szkoły w Bostonie. Jestem z postawy syna bardzo dumny. Nie zmarnowaliśmy Polski i polskości w Ameryce. Muszę przyznać, że gdyby nie marzenie i pewność powrotu, o wiele trudniej byłoby mi żyć w Ameryce. Żyłem nadzieją, że kiedyś wrócę do kraju, dla którego zacząłem swoją działalność w „Solidarności”, a wynikała ona z marzeń i celów zmiany komunistycznego systemu i zniewolenia przez Związek Sowiecki. Sam powrót do kraju to nie tylko realizacja marzeń i postanowienia
„ja i tak tutaj wrócę”. To znowu kolejna adaptacja, kolejne przestawienie się, kolejna zmiana systemu, przyzwyczajeń, zachowań itd. Powrót to również znaczny wydatek finansowy, bo oznaczało to wynajęcie kontenera na przewóz auta, częściowo amerykańskiego dobytku, dostosowania rodzinnego domu do nowych warunków bytowych, zakup wyposażenia, mebli itp. Żonie ponownie było ciężko. Tęsknota za synem, za mniejszą presją i bardziej swobodnym amerykańskim środowiskiem, innym sposobem funkcjonowania, wywoływały u niej samopoczucie podobne do tamtego, amerykańskiego początku. Dopiero po kilku latach znowu dostosowała się do nowej rzeczywistości.

 

B. Aktywność polonijna i krajowa w USA

 

Jak wcześniej wspomniałem, po kilku miesiącach zaczęliśmy poznawać podobne do nas rodziny „solidarnościowe”, które mieszkały w okolicach i przybywały na niedzielne polskie msze. Jako polityczni uchodźcy znaleźliśmy wspólny język. Jako byli internowani działacze „Solidarności” postanowiliśmy zebrać pieniądze i zorganizować pomoc dla represjonowanych kolegów w Polsce

 

Deklaracja byłych internowanych.

 

Skontaktowałem się z biurem zagranicznym „Solidarności” w Brukseli z prośbą o przedstawienie listy osób represjonowanych, które nie mają „znanych” nazwisk i potrzebują pomocy.

Odpowiedź z Brukseli.

 

Listę taką otrzymaliśmy; uzbierane pieniądze miały trafić za pośrednictwem biura w Brukseli do księdza Miecznikowskiego w Łodzi, który był tamtejszym ks. Popiełuszko, a którego znał kolega Edwin z Łodzi. Za jego pośrednictwem pieniądze miały trafić do represjonowanych kolegów w Polsce. Stało się inaczej. Z informacji zamieszczonej w „Nowym Dzienniku” dowiedziałem się, że syn mojego internowanego kolegi Longina z Opatowa, z którym byłem uwięziony w sąsiedniej celi w Załężu, zmarł w wieku 16 lat w Teksasie. Na mój wniosek, po odnalezieniu adresu kolegi z pomocą policji, pieniądze zostały do niego wysłane. Druga transza pieniędzy trafiła do prymasa Józefa Glempa, poprzez naszego proboszcza Johna Abucewicza, który udawał się do Polski z wizytą, a za tym pośrednictwem do represjonowanych, których listę też przekazał proboszcz J. Abucewicz.

Nauka angielskiego to wcześniej wspomniane uczęszczanie na kurs do International Institute, którego dyrektorką była pani Lidia Matteii, Amerykanka polskiego pochodzenia, która w celu promocji Instytutu zaproponowała mi wywiad z lokalna gazetą „Lowell Sun”, w której przedstawiłem swoją historię życiową i powody uczęszczania do International Institute. Oczywiście wywiad  był tłumaczony przez panią Lidię Mateii.

 

Wywiad w Lowell Sun.

Udział w życiu polonijnym to również uczestnictwo w „Pomoście”, polonijnej organizacji młodej antykomunistycznej emigracji w Bostonie. Podejrzenie o zinfiltrowanie przez tajne służby PRL zakończyło żywot tej organizacji. Na początku lat 90-tych podczas podróży po Ameryce, Lech Wałęsa odwiedził Boston. W sali konferencyjnej przy polskiej parafii Matki Boskiej Częstochowskiej w Dorchester, dzielnicy Bostonu odbyło się spotkanie z Polonią w obecności głównych amerykańskich stacji telewizyjnych. Wystąpienie Lecha Wałęsy zostało przetłumaczone nie do końca dokładnie, aby nie wywołać popłochu kontrowersyjnymi wypowiedziami, między innymi na temat Polonii, działaczy „Solidarności” czy samej „Solidarności”. Spotkały się one również z nieprzychylną reakcją byłych internowanych działaczy „Solidarności” obecnych na spotkaniu.

Rząd Jana Olszewskiego jako pierwszy w wygłoszonym expose 21 grudnia 1991 r. podniósł kwestię stałej obecności Polski w NATO. Droga ta była długa i żmudna, ale w końcu doszło do sfinalizowania tej przynależności 12 marca 1999 r. W miejscowości Independence w stanie Missouri Polska, Czechy i Węgry zostały oficjalnie przyjęte do NATO. W przyjęciu Polski do NATO ogromną rolę odegrała amerykańska Polonia, wywierająca naciski na polityków amerykańskich, aby zdobyć ich przychylność. Już w 1993 r. Polonia zablokowała listami i faksami Biały Dom, domagając się rozszerzenia NATO. Biuro każdego kongresmana skrupulatnie liczy, ile dostaje listów i w jakiej sprawie. Ostrzał listami stał się w następnych latach najmocniejszą bronią Polonii. Bombardowała monitami również senatorów w każdym stanie, jako że to senat USA podejmował decyzję w sprawie przynależności Polski do NATO.
W Massachusetts takimi senatorami byli demokraci: John Kerry i Edward Kennedy. John Kerry odnosił się przychylnie do tej inicjatywy, natomiast Edward Kennedy był jej przeciwny. Dwukrotnie otrzymałem list od senatora Johna Kerry’ego w sprawie mojej petycji dotyczącej włączenia Polski do NATO.

Poniżej teksty obydwu listów senatora Johna Kerry’ego.

 

                                     Pierwszy list senatora Johna Kerry’ego – str. 1.

 

Pierwszy list senatora Johna Kerry’ego – str. 2.

 

Drugi list senatora Kerry’ego.

 

Kiedy Edward Kennedy kilka dni przed głosowaniem w Senacie zorientował się, że senacka większość sprzyja sprawie przynależności Polski do NATO, przyłączył się do niej i również zagłosował za. Osobiście byłem ogromnie zniesmaczony i oburzony jego postawą, jako że w Polsce błędnie przyjmowano jego przychylność Polsce. Brałem czynny udział we wręczaniu gotowych petycji i namawianiu okolicznej Polonii do wysyłania petycji do obydwu senatorów, co też nastąpiło.

 

Kopia petycji – str. 1.

Kopia petycji – str. 2.

 

W związku z tym, że dla mnie bezpieczeństwo Polski jest sprawą nadrzędną, zdawałem sobie sprawę z wagi przynależności Polski do NATO i wynikającego z tego bezpieczeństwa narodowego, dlatego w dniu głosowania w tej sprawie przez senat USA (30 kwietnia 1998 r.) wziąłem urlop, aby oglądać w telewizji transmisję tego wydarzenia. Prowadzącym obrady był Joe Biden senator z Delaware (późniejszy wiceprezydent USA za kadencji Prezydenta Baraka Obamy); sprawnie przeprowadzał obrady nie dopuszczając przeciwników przynależności do demagogicznych wystąpień. W końcu przystąpiono do głosowania, które obserwowałem z zapartym tchem. Wynik był pozytywny. Do przegłosowania potrzebne było 66 głosów senatorskich. Głosujących za przynależnością było 80 senatorów (45 republikanów, 35 demokratów), 19 było przeciw (10 demokratów, 9 republikanów), 1 był nieobecny.
Polska stała się częścią NATO. Czułem się ogromnie podekscytowany i wzruszony. Spełniło się marzenie członkostwa Polski w NATO. Coś niesamowitego. Po kilkudziesięciu latach uwięzienia w zdominowanym przez Sowietów Układzie Warszawskim staliśmy się częścią wolnej, największej siły militarnej w historii świata, częścią NATO. Ogromna radość i duma z osiągnięcia takiego dyplomatycznego sukcesu.

Przyszły kandydat na Prezydenta, publicysta Patryk Buchanan w programie Larry`ego Kinga w CNN (skrajnie liberalna stacja) stwierdził, że po zaatakowaniu Polski przez Niemcy 1 września 1939 r. Francja z Anglią natychmiast udzieliły Polsce pomocy. Było to niezgodne z historyczną prawdą. Wysłałem do niego list protestacyjny;

 

List do Buchanana.

 

przeprosił później za kłamstwo.

Kartka od Buchanana.

 

Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu powtórzył to samo kłamstwo w innych wiadomościach. Zatem okazał się on być niewiarygodnym politykiem i publicystą, na dodatek kłamcą i oszustem.  A w USA to dyskwalifikacja; dla mnie też przestał się liczyć jako wiarygodne źródło informacji.

Wielokrotnie w „Boston Glob” (skrajnie liberalny dziennik) ukazywały się artykuły, w których używano fałszywego, oszczerczego nazewnictwa „polskie obozy śmierci” w odniesieniu do niemieckich obozów zagłady na terenie Polski podczas okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej. Po kolejnym przeczytaniu takiego oszczerstwa napisałem list protestacyjny do redakcji, na który oczywiście nie otrzymałem odpowiedzi. Był to przykład zakłamywania historii II wojny światowej, jak i historii Polski oraz oszukiwania czytelników. Niejeden i nie ostatni przypadek stronniczości i zakłamania liberalnych mediów w USA i nie tylko w USA.

Brałem udział w polonijnym życiu kulturalno-oświatowym, w tym w uroczystościach patriotycznych. Takimi uroczystościami były między innymi coroczne obchody Święta Narodowego Konstytucji 3 Maja. Odbywały się one przed budynkiem Ratusza w obecności najwyższych władz miasta Lowell, z asystą polsko-amerykańskiej orkiestry weteranów armii amerykańskiej, odgrywającej najpierw hymn amerykański, a potem hymn polski w czasie wciągania na drugi maszt polskiej flagi. W czasie takiej uroczystości była część oficjalna przypominająca historię Konstytucji 3 Maja, tym bardziej chwalebną, że zawsze podkreślano, iż jest to druga konstytucja w świecie i pierwsza w Europie. Potem było wystąpienie mera miasta, które kończyło się proklamowaniem specjalnej rezolucji miasta Lowell na okoliczność tego podniosłego polskiego Święta Narodowego, a następnie część artystyczna. W 1986 roku w tej części artystycznej udział wziął mój syn Jakub, recytując polski wiersz.

 

Jakub  deklamuje wiersz.

 

Natomiast w 2010 r. zaproponowano mi przedstawienie historii Konstytucji 3 Maja. W tej prezentacji nie pominąłem Tadeusza Kościuszki i Kazimierza Puławskiego, bohaterów obydwu narodów: polskiego i amerykańskiego, jak również oddałem cześć śp. Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu i innym uczestnikom tragicznego lotu, którzy zginęli w katastrofie samolotowej pod Smoleńskiem kilka tygodni wcześniej, w drodze do upamiętnienia zamordowanych oficerów polskich przez sowieckich zbrodniarzy w Katyniu.

 

Uroczystości Konstytucji 3 maja 2010 r.

 

Moje wystąpienie podczas uroczystości.

 

Dodam, że Panie w ten dzień były zwykle ubrane w czerwone spódnice i białe żakiety lub miały na sobie inne ubrania w barwach biało-czerwonych, weterani w furażerki w barwach błękitno- szarych (jak Polacy z armii Andersa), a weterani amerykańscy polskiego pochodzenia w furażerki amerykańskie. W uroczystości brali udział Amerykanie polskiego pochodzenia często w 3-4 pokoleniu, Sybiracy, żołnierze armii Andersa spod Monte Cassino (mój sąsiad Walter Węglarz, Tadeusz Rurak, pan Szymczak), repatrianci z przedwojennych Kresów, emigranci z powodów ekonomicznych i my „solidarnościowcy” – emigracja polityczna. Obchody zwykle kończył poczęstunek w Domu Polskim – miejscu licznych uroczystości polonijnych i zabaw okolicznościowych.

W 2003 r. podczas ferii zimowych okradziono pracownię komputerową w szkole podstawowej nr 2 w Staszowie. Tę przykrą informację dzieci umieściły na internetowym forum staszowskim, rozpaczając nad tym faktem i ubolewając, że nauka informatyki nie może odbywać się bez komputerów. Było to bardzo przykre i krzywdzące dla nich i dla szkoły. Nie ujawniając swojej tożsamości, zacząłem wypytywać o szczegóły, którymi ochoczo dzielono się ze mną. Po konsultacji z żoną postanowiliśmy odtworzyć tę pracownię komputerową, tak szybko, aby dzieci po feriach mogły kontynuować lekcje informatyki. Zostaliśmy z Jolą zaproszeni na miłą uroczystość, podczas której dyrekcja i grono pedagogiczne dziękowali darczyńcom. W kolejnych latach ufundowałem darmowe obiady szkolne dla kilkorga dzieci z ubogich rodzin. Za te działania decyzją Rady Miasta i Gminy nadano mi tytuł „Zasłużony dla Miasta i Gminy Staszów” i wyróżniono okolicznościowym medalem.

W 2004 r. Archidiecezja Bostońska podjęła decyzję zamykania kościołów z niską frekwencją. Między innymi spotkało to kościoły polonijne, z wyjątkiem kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej w Bosto135 nie i kościoła w Chelsea. Polskie kościoły w Lawrence, Saugus, Lynn, Haverhill, Lowell miały być zamknięte. Wtedy zwrócił się do mnie nowy proboszcz naszego kościoła Stanisław Kempa, który pochodził z diecezji tarnowskiej, abym w imieniu parafian napisał pismo do arcybiskupa Bostonu Seana O’Malley`a z prośbą o zmianę decyzji. Poniżej treść pisma po polsku (oczywiście przetłumaczonego na angielski):

03 sierpnia 2004
Wasza Ekscelencja Arcybiskup Sean O`Malley

Z ogromnym smutkiem, bólem i trudnym do wyrażenia żalem przyjęliśmy decyzję Jego Ekscelencji zamknięcia bez umotywowanych powodów i jakichkolwiek wcześniejszych sygnałów naszej parafii „Świętej Trójcy” w Lowell. Nieoficjalnymi kanałami, w tym słowami biskupa, byliśmy często zapewniani, że nasza parafia „Świętej Trójcy” jako matka polskich parafii na tym terenie pozostanie nadal „parafią matką” dla wszystkich pokoleń emigracji polskiej na tym i sąsiednich terenach. Z naszej „parafii matki” faktycznie korzystają nie tylko Polacy w Lowell i Middlesex County, ale również Polacy z innych County, jak również z sąsiedniego stanu New Hempshire. Dlatego też decyzje Jego Ekscelencji odbieramy jako jakieś niezrozumienie sytuacji, nieporozumienie, ogromną niesprawiedliwość i krzywdę wszystkich pokoleń Polaków na tych terenach. Pragniemy poinformować Jego Ekscelencję, że nasza polska wiara katolicka to nie tylko silna wiara, ale również silny emocjonalny aspekt patriotyczny towarzyszący naszemu narodowi przez wieki, a wyrosły na wierze kościoła katolickiego. Aspekt ten był nieodłączną więzią zespalającą tak naród jak i polski kościół katolicki przez dziesięciolecia opresji i represji jakie spotykały tak Kościół, jak i nasz naród w tragicznej historii naszej państwowości. Ostatnie dziesięciolecia istnienia kościoła katolickiego w świecie, jak i wydarzenia światowe podkreśliły, jak ważną rolę polski katolicyzm miał na zmianę wydarzeń historycznych świata i całej ludzkości. To dzięki sile wiary katolickiej narodu polskiego, który dał światu Jana Pawła II i silnego wyznaniem katolickim związku zawodowego „Solidarność” mógł nastąpić spektakularny upadek „imperium zła”. Wymiar tego osiągnięcia jest naszą dumą narodową i nie wolno nam tej dumy odbierać zamykając między innymi kościół, który jest podporą nie tylko naszej religijności, ale również polskości. Tragizm naszej historii był najczęściej powodem emigracji do USA, kraju szansy i wolności w tym wolności religijnej, którą nam Polakom odbierano. Polscy emigranci oprócz umiłowania wolności przywozili ze sobą miłość i lojalność do kościoła katolickiego, jak również ogromną tradycję wyrosłą w duchu i ramach religii katolickiej, która stała się wielką częścią naszej kultury narodowej, którą się szczycimy i z której jesteśmy tak dumni. Szacunek i przywiązanie do swoich korzeni wyrosłych z wiary katolickiej był i nadal jest częścią życia polskiej emigracji w Lowell. Biedna z braku doświadczenia amerykańskiego emigracja polska w Lowell budowała Świątynię Bożą „Świętej Trójcy”, której 100 lecie celebrowaliśmy tego roku, często w pocie i łzach z ogromnymi wyrzeczeniami i poświęceniem dumna, że może mieć swój kościół polski i podtrzymywać swoje tradycje i kulturę narodową czerpiąc z nich siłę do nowego życia. Taką samą rolę i dzisiaj spełnia polski kościół katolicki „Świętej Trójcy” w Lowell służąc swoim istnieniem różnym pokoleniom Polaków. Celebrując w maju tego roku tak uroczyście nasze 100 lecie nigdy nie spodziewaliśmy się, że za kilka miesięcy dotknie nas tak szokująco niesprawiedliwa decyzja o zamknięciu naszej parafii, której nie możemy w żadnym wypadku zaakceptować, ponieważ godzi w życie naszej polskiej rodziny parafialnej i naszą polskość. Zbyt dużo wyrzeczeń, ofiarności i poświęcenia wkładały polskie generacje społeczności tego kościoła, żeby można było nam wyrządzić taką ogromną krzywdę nie tylko jako katolikom, ale również Polakom.
Odbieramy tę decyzję jako przejaw dyskryminacji, tym bardziej że nie ma żadnych moralnych ani finansowych przesłanek do podjęcia takiej decyzji. Parafia nasza organizuje liczne msze liturgiczne i święta katolickie, których nie spotyka się w innych parafiach. Mamy wolę i siłę dalej to kontynuować i nie dopuszczamy nawet do myśli, że Archidiecezja mogłaby nas takiej kontynuacji pozbawić. Nikt nie ma prawa ani moralnego, ani żadnego innego odbierania ludziom posługi religijnej w ich własnym języku, a taką posługę mają Polacy nie tylko z Lowell i Middlesex County w kościele „Świętej Trójcy”. My Polacy nie możemy tak sobie przejść do innego kościoła katolickiego na innej ulicy. Tylko kościół katolicki mający tak silną patriotyczno-kulturową więź z nami może zabezpieczyć prawdziwą polską specyfikę wiary i posługi katolickiej. Taką rolę spełniał przez 100 lecie i nadal spełnia nasz kościół „Świętej Trójcy”. Ponadto kościół „Świętej Trójcy” służy misją duszpasterską również amerykańskiej społeczności Lowell prowadząc msze w języku angielskim z dużą częścią parafian od dziesięcioleci wiernych parafii „Świętej Trójcy”, których nie można zawieść i zabrać przywiązania do tego kościoła, który ofiarnie wspierają w każdej jego działalności. Kościół „Świętej Trójcy” zawsze był i nadal jest kościołem finansowo niezależnym i nigdy w swojej historii nie korzystał z pomocy finansowej Archidiecezji. To odwrotnie Archidiecezja latami korzystała z pieniędzy naszego kościoła złożonych w Banku Diecezjalnym. Zawsze jako pierwsi odpowiadaliśmy na wszelkie apele Archidiecezji będąc lojalnymi członkami społeczności diecezjalnej. Pytamy czy nasza lojalność i ofiarność mają być „nagrodzone” zamknięciem naszej polskie świątyni? Zdajemy sobie sprawę z trudnej i problematycznej sytuacji Archidiecezji, ale my parafianie jak również nasz kościół „Świętej Trójcy nie możemy być ofiarami nie przez nas popełnionych błędów i wynikłych z tego tytułu trudności Archidiecezji. Łączymy się i pomagamy Archidiecezji lojalnie jak możemy, ale ta pomoc nie może się odbywać poprzez karanie nas zamykaniem naszego kościoła.

My parafianie „Świętej Trójcy” w Lowell nie możemy i nie akceptujemy tej sytuacji. Wierzymy bardzo mocno w łaskawość Jego Ekscelencji, że dla dobra naszej silnej lojalności do kościoła katolickiego Jego Ekscelencja ponownie przemyśli swoją decyzję i pozostawi nam tak drogocenne dobro jakim jest kościół „Świętej Trójcy” dla naszej wiary jak również dla naszego polskiego patriotyzmu i głębokiej tak silnie związanej z kościołem katolickim polskiej narodowej tradycji, która jest naszą polską tożsamością. My Polacy jesteśmy znani w świecie jako naród silnie wierzący i stawiani jako przykład siły wiary katolickiej. Dlatego nie można i nie wolno nas pozbawiać posługi w naszym ojczystym języku i w naszym kościele, który tak silnie od 100 lat wspieramy.

W imieniu parafian kościoła „Świętej Trójcy” emigrantów ostatnich dekad do USA.
Józef Małobęcki

Otrzymują:
Jego Świętobliwość Jan Paweł II – Watykan
Nuncjusz Apostolski Gabriel Montalvo – Washington, DC
Biskup pomocniczy diecezji bostońskiej G. Lennon – Boston
Przemysław Grudziński Ambasador Rzeczpospolitej – Waszyngton, DC
Marek Leśniewski – Lass Honorowy Konsul Rzeczpospolitej – Boston

Archidiecezja bostońska podtrzymała decyzję zamknięcia poniższym pismem.

 

 

Odpowiedź archidiecezji.

 

Po moim piśmie i nagłośnieniu tematu zamykania naszego kościoła lokalna gazeta „Lowell Sun” przeprowadziła ze mną wywiad, w którym powtórzyłem argumenty z listu do Arcybiskupa, opowiedziałem również historię „Solidarności” oraz o moim w niej udziale, który skutkował emigracją i pobytem w Lowell.

 

 

Kopia wywiadu dla Lowell Sun

 

Kościół „Świętej Trójcy” nie został zamknięty, ale stało się to raczej dzięki biskupowi Zygmuntowi Zimowskiemu, koledze naszego księdza, który był bliskim znajomym sekretarza Papieża Jana Pawła II, obecnego Ks. kard. Stanisława Dziwisza. Nasz Kościół odwiedził również arcybiskup lubelski Józef Życiński, który został oficjalnie powitany przez oficjeli Lowell i otrzymał symboliczne klucze do miasta Niestety nasz proboszcz Stanisław Kempa już nie żyje i parafia polska, ze względu na coraz mniejszą frekwencję ma zostać połączona z parafią irlandzką i portugalską. Ale przetrwała jeszcze 10 lat od tamtych wydarzeń i przez te lata nadal służyła Polonii w Lowell Massachusetts. Dodam, że w czasie pobytu w Lowell byłem lektorem niedzielnych mszy polskich o 10.30 w naszym kościele.

W 25 rocznicę powstania „Solidarności” w 2005 r. zostałem poproszony przez staszowską „Solidarność” nauczycielską i jej przewodniczącego Marka Poniewierkę do wzięcia udziału w tej rocznicy. Przez cały tydzień wspólnie z Andrzejem Ptakiem (współtwórcą „Solidarności” w 1980 r. w kopalni siarki „Siarkopol” w Grzybowie, również internowanym) prowadziliśmy codziennie prelekcje na temat „Solidarności” dla staszowskich szkół średnich w holu staszowskiego Ratuszu.

 

Ze współorganizatorem „Solidarności” Andrzejem Ptakiem.

 

Ponadto w staszowskim domu kultury odbyła się sesja naukowa na temat „Solidarności”.

 


Sesja naukowa w SDK.

Oprócz tego wraz z „Solidarnością” nauczycieli na okoliczność tej rocznicy ufundowaliśmy tablicę pamiątkową, która została umieszczona na zewnętrznej wschodniej ścianie kościoła Ducha Świętego

 


Poświęcenie tablicy pamiątkowej.

 

Uroczysta Msza w kościele Ducha Świętego.

Z ogromnym żalem i zdziwieniem przyjąłem fakt całkowitego braku zaangażowania w tę uroczystość kopalnianej „Solidarności”, która również nie wykazała aktywności przy zmianie komunistycznych nazw ulic w Staszowie, jakoby te tematy nie były obiektem zainteresowania, co stało w sprzeczności z wyznawanymi ideałami „Solidarności”.

Podczas kolejnego pobyt na urlopie na początku lat 90-tych w Polsce po rozmowie z proboszczem Henrykiem Kozakiewiczem zadeklarowałem podjęcie akcji zbiórki funduszy w USA na budowany kościół Ducha Świętego w Staszowie. Apel o donację na ten cel ogłosiłem w „Nowym Dzienniku”, poczytnym dzienniku Polonii Amerykańskiej. Odezwały się tylko trzy osoby. Ku mojemu zadowoleniu Czesław Stopiński ze Stalowej Woli, kolega z więziennej celi w Załężu, mieszkający w New Jersey, jedna pani z mojego stanu, była mieszkanka spod Połańca oraz Pan Sojda z Rytwian mieszkający w Chicago, który zaproponował ogłoszenie akcji w polskim radio polskim. Niestety, nikt więcej nie odpowiedział, a na jego spotkanie do klubu nikt nie przyszedł. Akcja skończyła się niepowodzeniem. Szkoda.

Przekazałem jedynie moją osobistą donację. Natomiast w roku 2004 podczas kolejnego urlopu w Polsce w czasie uroczystości pobytu figury Matki Boskiej Fatimskiej w kościele Ducha Świętego, podczas uroczystej mszy, jako dar dziękczynny, na okoliczność tego pobytu podarowałem kościołowi kielich mszalny.

 

Uroczysta msza, na okoliczność pobytu figury Matki Boskiej Fatimskiej w kościele Ducha Świętego w Staszowie.

 

Rozdział II

AMERYKA … AMERICA
Ameryka kraj szansy… America country of opportunity

 

Cudowny kraj… jedyny poza Polską, w którym mógłbym mieszkać. Przede wszystkim z powodu systemu politycznego, najdłuższej demokracji w czasach nowożytnych, swobód obywatelskich, wolności słowa, możliwości spełniania swoich marzeń, dążeń i rozwoju w każdej dziedzinie, którą można samemu sobie wyznaczyć. Kraj zbudowany na podstawowych wartościach purytańskich tj. prawdzie, niezmienności zasad, moralności i ciężkiej pracy. Kraj indywidualistów, realizujących swoje potrzeby w sposób, jaki uznają dla siebie najsłuszniejszy. Kraj, gdzie realizuje się swoje ambicje, gdzie ciężką pracą, odpowiedzialnością, buduje się przyszłość i dobrobyt. Republikańska forma rządu, gdzie mogą się rozwinąć cnoty obywatelskie, gdyż w tym ustroju budzi się miłość do własnego kraju i poszanowanie równości. Te cechy są mi najbliższe.
Ameryka to kraj emigrantów, gdzie nikt nie czuje się obco i nie jest z tego powodu dyskryminowany. Ameryka to potęga gospodarczo- militarna świata, broniąca ładu światowego, ostoja i gwarancja światowego pokoju po II wojnie światowej. To mur dla komunistycznej, imperialnej wizji Rosji sowieckiej szerzącej swą komunistyczną, dyktatorską ideologię, zniewalającą podległe sobie państwa. To kraj nowoczesnej myśli politycznej i wzór demokracji dla współczesnego świata. To kraj nowoczesnych technologii, potęga naukowa i finansowa świata. Kraj przodujący pod względem myśli i wdrażania nowoczesnych technologii, prekursor internetu, urządzeń mobilnych, wielkich projektów kosmicznych. Kraj o najwyższej liczbie laureatów nagrody Nobla. Kraj międzynarodowych korporacji wdrażających swoje najnowocześniejsze rozwiązania na całym świecie. Przykład wolności gospodarczej, dający każdemu przedmiotowi gospodarczemu wolność rozwoju i zdobywania rynków gospodarczych.

W USA znaleźliśmy się w drugim roku republikańskiej prezydentury Ronalda Reagana, byłego gubernatora Kalifornii i byłego aktora filmowego, który na początku lekceważony przez przeciwników politycznych, po dwukrotnej kadencji został uznany za jednego z najlepszych prezydentów USA i do którego doktryny i sposobu sprawowania władzy chce obecnie nawiązać każdy republikański kandydat na to miejsce, a często odwołują się jego przeciwnicy – demokraci. Prezydent Ronald Reagan to wielki zwolennik „Solidarności”, wielki przyjaciel Polski, znający naszą tragiczną historię, ogromnie szanujący polski patriotyzm i nasze dążenia do wolności i niepodległości. Obok „Solidarności”, św. Jana Pawła II stawiany jest w gronie tych, którzy doprowadzili do demontażu światowego sowieckiego bolszewizmu i imperializmu. To jemu Polacy w III Rzeczpospolitej postawili w Warszawie pomnik wdzięczności za pomoc „Solidarności” tajnymi kanałami, za publiczne wypowiadaniu się w obronie Polski i narodu polskiego, za symboliczne zapalanie świecy w oknie Białego Domu jako znak solidarności z Polakami, również stawiającymi w oknach palące się świece jako protest i znak solidarności z aresztowanymi działaczami związku „Solidarność” w stanie wojennym. To on jako pierwszy z przywódców świata miał odwagę określić Rosję sowiecką mianem „imperium diabła”, narzucić zbrojenia, którym gospodarczo Rosja sowiecka nie była w stanie sprostać. To on w Berlinie, przemawiając przy murze odgradzającym Berlin Zachodni od komunistycznego, zwrócił się do I sekretarza Rosji sowieckiej Michała Gorbaczowa słowami: „Panie Gorbaczow, obal Pan ten mur”. Obalili ten mur Polacy w 1989 r., odnosząc zwycięstwo nad komunizmem w Polsce. Potem posypał się komunizm w całej Europie, łącznie z Rosją sowiecką. To Ronald Reagan doprowadził do potężnego rozwoju US Army i to on przywrócił dumę narodową Amerykanów po klęsce operacji militarnej odbicia dyplomatów amerykańskiej ambasady w Teheranie w Iranie,  kiedy to islamscy rewolucjoniści obalili prozachodni rząd w Iranie Rezy Pahlawiego. Operacja militarna nie udała się i dyplomaci spędzili w niewoli kilkanaście miesięcy. Odbiło się to na wierze Amerykanów we własne siły i dopiero prezydentura Ronalda Reagana przywróciła im dumę i wiarę w swoją potęgę. Nie tylko militarną, ale również gospodarczą, poczucie wartości i rozwój ekonomiczny, związany ze spadkiem bezrobocia i możliwościami wysokich zarobków.

Po nieodżałowanym Prezydencie Ronaldzie Reaganie kolejnym Prezydentem został jego vice-prezydent George Herbert Walker Bush. To za jego kadencji dyktator Iraku Saddam Husajn dokonał inwazji na Kuwejt i rozpętała się wojna na Bliskim Wschodzie, w której US Army po 43 dniach nalotów i operacji wojsk lądowych Pustynna Burza (Operation Desert Storm) w 100-godzinnej ostatecznej batalii rozgromiła armię iracką w puch. Jednak w wyniku politycznej decyzji Prezydenta Busha wojska lądowe koalicji zatrzymały się, nie próbując zajmować stolicy Iraku. Pozwoliło to odpowiedzialnemu za wywołanie wojny Prezydentowi Iraku Saddamowi Husajnowi na zachowanie władzy, zaś Prezydenta Stanów Zjednoczonych postawiło w obliczu krytyki. Nastąpiła stagnacja gospodarcza; obietnica nienakładania nowych podatków złożona przez Prezydenta Busha: „Czytaj z moich ust: nie będzie nowych podatków (Read my lips: no new taxes)” została złamana, co przyczyniło się do przegrania przez niego wyborów prezydenckich.

Nastąpiła era rządów demokratycznego Prezydenta Williama Jeffersona Blythe`a III (Billa) Clintona. Jego słynne hasło wyborcze: „Liczy się gospodarka, głupcze (It’s the economy, stupid)” oraz wykreowanie wizerunku Billa Clintona jako „zwykłego faceta” (ordinary guy) przyniosły mu popularność i wygrał wybory. Prezydentura Billa Clintona trwała dwie kadencje ze zmiennymi skutkami. Do sukcesów należy zaliczyć ponowny boom gospodarczy, do niepowodzeń niszczenie wartości etyczno-moralnych społeczeństwa amerykańskiego z niezliczonymi aferami prawnymi czy skandalami obyczajowymi, w tym słynny skandal seksualny Prezydenta Clintona z młodą stażystką Moniką Lewiński w czasie wykonywania pracy w Ovall Office, najsłynniejszym gabinecie, nie tylko w USA. Skończyło się próbą impeachmentu, czyli usunięcia Billa Clintona z urzędu prezydenckiego za krzywoprzysięstwo przez Kongres – Izbę Reprezentantów, a zakończyło jego uniewinnieniem przez głosowanie Senatu z 12 lutego 1999 r. Była to wielka rysa na systemie ustrojowym państwa, w którym establishment sprzeniewierzył się prawdzie w obronie krzywoprzysięstwa Prezydenta, łamiąc w ten sposób podstawy prawne, etyczne i moralne, na których powstały Stany Zjednoczone.

Kadencja Clintona i jego nieoficjalnej doradczyni – żony Hillary doprowadziły według mnie do wyeksponowania, wcześniej przeze mnie niezauważonej, polityki afirmatywnej, ze specjalnymi preferencjami dla mniejszości rasowych, etnicznych, seksualnych, które zaczęły niszczyć podwaliny wartości i równości, jak również doprowadziły do wyeksponowania politycznej poprawności wśród amerykańskiego społeczeństwa, godzące w ich niezbywalne republikańskie prawo do równości i wolności, w tym wolności słowa. Wywoływało to i nadal wywołuje u mnie sprzeciw, gdyż takie działania zbyt mocno przypominają mi działania komunistyczne w Polsce, gdzie stosowano preferencje za pochodzenie przy przyjmowaniu na studia wyższe lub za przynależność do partii komunistycznej przy awansach zawodowych. Uważam, że te działania doprowadziły do skłócenia i podziału społeczeństwa amerykańskiego. Era Clintona to również zaniżenie standardów estetyki, kultury, obyczajów i era sprowadzania zachowań do najniższych instynktów. To era wzmożonej aktywności skrajnie lewicujących środowisk i otwartego wprowadzania dewiacji w życie Amerykanów. Ta era to początek występów wyuzdanych, niedbających o artystyczną jakość muzyków, aktorów, celebrytów i dominacja tabloidów w życiu codziennym. Wiadomości sprowadzono do infotainments, gdzie poważne wiadomościami dotyczące wydarzeń w kraju czy na świecie były przeplatane rozrywką, życiem celebrytów, często kosztem przekazywania faktów. W ten sposób zastępowano znaczenie ważnych wiadomości i wartości w życiu Amerykanów błahostkami, banałami, często opartymi na skandalach obyczajowych świata rozrywki czy sportu, kierując ich zainteresowania na nic nieznaczące fakty, które służyły do manipulacji i niszczenia sprawdzonych wartości. Przekazywane w ten sposób informacje zmniejszały wartość profesjonalizmu dziennikarskiego, etyki tego zawodu i wprowadzały dezinformację w życie amerykańskiego społeczeństwa. Z utęsknieniem czekałem na koniec tej prezydentury, która wywoływała we mnie wyjątkową niechęć.

Nastąpiła podwójna kadencja kolejnego Busha-syna poprzedniego Prezydenta George`a Herberta Walkera Busha. George Walker Bush to kolejny republikański Prezydent, który startował do wyborów pod hasłem „powrotu do starych wartości” i odwoływania się do prezydentury Ronalda Reagana. Prezydentura George`a Walkera Busha upłynęła pod znakiem wojny z terroryzmem i dwóch masowych interwencji zbrojnych: wojny w Afganistanie i wojny w Iraku. Pierwsza interwencja w Afganistanie to efekt ogromnej tragedii ataku terrorystycznego 11 września 2001 r. na budynki World Trade Center w Nowym Jorku – symbolu światowej dominacji handlowej Stanów Zjednoczonych i na budynek Pentagonu – symbolu dominacji militarnej Stanów Zjednoczonych. W tych samolotowych aktach terroru na w/w budynki zginęło łącznie 2973 osób, w tym sześcioro Polaków. Zuchwały zamach rozpoczął się od porwania samolotów lecących z Bostonu (jednym z pilotów w porwanym samolocie był Amerykanin polskiego pochodzenia – John Ogonowski, który mieszkał w Dracut koło Lowell, a jego stryj był wcześniej proboszczem naszej parafii Holy Trinity Church w Lowell). Atak terrorystyczny spotkał się z natychmiastową reakcją Prezydenta Busha i US Army atakiem na pozycje terrorystyczne zgromadzone w Afganistanie i wypowiedzeniem wojny talibom rządzącym w Afganistanie, po odrzuceniu przez nich ultimatum likwidacji baz terrorystycznych Al Kaidy na terenie Afganistanu, sprawców zamachu terrorystycznych w USA. Interwencja zbrojna w Afganistanie odbyła się z pomocą wojsk NATO, w tym oddziałów z Polski. Druga wojna w Iraku to oskarżenie bezwzględnego dyktatora Prezydenta Saddama Husajna o posiadanie broni masowego rażenia. Na podstawie tego oskarżenia rozpoczęła się interwencja zbrojna koalicji wojsk pod przywództwem US Army, w której również brały udział oddziały polskie.  Reżim Saddama Husajna został zlikwidowany, a on ujęty i skazany na śmierć za ogrom zbrodni dokonanych na Irakijczykach. W obydwu tych interwencjach rola wojska polskiego została wysoko doceniona przez przywódców amerykańskich, w tym prezydenta USA. Armia polska zaskarbiła sobie tym wysokie uznanie za kunszt wojskowy, co uwiarygodniło Polskę jako wiernego sojusznika USA, a to przełożyło się na wspieranie Polski przez USA na arenie międzynarodowej i polu współpracy militarnej pomiędzy obydwoma państwami. Nic bardziej nie mogło mnie cieszyć niż właśnie takie relacje. Kolejna kadencja prezydencka to kadencja pierwszego Afroamerykanina w historii USA, Prezydenta Baraka Obamy. Jako niezależny wyborca, ale zdecydowany republikanin antykomunista nigdy nie mogłem głosować na demokratów. Demokraci swoimi hasłami wyborczymi, swoim lewicowym światopoglądem, zbyt przypominającym mi system odwróconych pojęć i wartości komunistycznych w Polsce, nigdy nie byli dla mnie atrakcyjni jako partia. Ponadto ich zbyt uległy stosunek do Rosji sowieckiej, a później Rosji Putina były dla mnie nie do przyjęcia. Na szczęście nie funkcjonowałem w epoce Obamy zbyt długo. Obserwując jego działania i retorykę całkowicie sprzeczną z moim poglądami na państwo, na wartości, na równość obywatelską, na funkcjonowanie instytucji publicznych i państwowych, na politykę zagraniczną i militarną USA wiedziałem, że są one dla mnie nie do zaakceptowania pod żadnym względem. Zbyt liberalne, zbyt lewicowe we wszystkich sferach życia, odległe od Ameryki, w którą wierzyłem i w której żyłem. Wprowadzona poprawność polityczna psuła stosunki w społeczeństwie, zepsuła stosunki w pracy. Zacząłem życie w Ameryce w epoce R. Reagana, skończyłem w zupełnie innej Ameryce – Ameryce Obamy. Dwa różne światy.

Kiedy piszę te wspomnienia w 2020 r. w USA panuje prezydentura Donalda Trumpa z jego hasłem wyborczym „Make America Great Again”. Pytanie. Skąd wzięło się to hasło? Z pragnienia powrotu Amerykanów i samego Trumpa do wartości, na jakich powstały Stany Zjednoczone, które zawsze i mnie imponowały, a które zostały zniszczone przez progresywnych, lewicowych demokratów kadencji Clintona i Obamy oraz wspierające, im podobne amerykańskie media, establishment partyjny obydwu dominujących partii, środowiska celebrytów sceny, sportu i roszczeniowe środowiska mniejszości rasowych, etnicznych czy seksualnych. Znamienne, że kontrkandydatem republikanina Donalda Trumpa był nie kto inny, jak progresywna, mocno lewicowa demokratka Hillary Clinton, żona i nieformalny doradca Prezydenta Billa Clintona, którą obok męża obwiniam o zaniżenie standardów i wartości amerykańskich, z krzywdą dla państwa i społeczeństwa amerykańskiego. Na szczęście dla Ameryki Hillary Clinton przegrała i prezydentem został Donald Trump. Liberalno-lewicowa część Ameryki, łącznie ze skrajnymi bojówkami ekstremalnie lewicowej Antify wpadła w furię i wyładowała ją rozróbami w niektórych metropoliach Ameryki, niszcząc i paląc samochody, rozbijając witryny sklepowe, wywołując spustoszenie na ulicach. Niespotykane wcześniej zjawisko w USA po ogłoszeniu zwycięskiego prezydenta. Był to przykład, jak środowiska liberalno-lewicowe przy pomocy mediów o antyamerykańskich wartościach zmieniły obraz społeczeństwa amerykańskiego i jego reakcje na demokrację. Według nich demokracja obowiązuje tylko wtedy, gdy to oni odnoszą zwycięstwo, inni nie mają do niej prawa.

Donald Trump faktycznie zaczął „Make America Great Again”. Bezrobocie spadło do najniższego poziomu od 30 lat, zmniejszył się deficyt handlowy, ponieważ Ameryka zaczęła domagać się renegocjacji niekorzystnych umów handlowych, jak również równego traktowania w taryfach handlowych. Ulgi podatkowe spowodowały, że biznes amerykański, który przeniósł się do Chin lub innych krajów Azji czy świata zaczął wracać do USA, odbudowując pozycję gospodarczą USA w świecie i zapewniając Amerykanom stanowiska pracy. Wzorem liberalno-lewicowych środowisk światowych, prowadzących nieustającą walkę z uświęconymi wiekami wartościami, propagując neomarksizm i brak tolerancji dla innego światopoglądu, rozpoczęto walkę przeciwko Trumpowi. Nie ma dnia bez nienawistnych, złośliwych ataków na Prezydenta Trumpa w prasie, radio, telewizji i na portalach internetowych, wykorzystujących kłamstwa i pomówienia oparte na manipulacji, celem skłócenia społeczeństwa amerykańskiego. Jeżeli w takiej atmosferze Donald Trump wygra kolejne wybory, będzie to dowodem na siłę tradycyjnych wartości amerykańskich. Jeżeli walkę z wartościami amerykańskim wygrają skrajne środowiska liberalno-lewicowe skończy się american dream, znaczenie i wpływy Stanów Zjednoczonych zostaną zredukowane, z krzywdą nie tylko dla USA, ale również innych krajów, które widziały w Ameryce przykład funkcjonowania nowoczesnej demokracji oraz gwaranta pokoju światowego od ostatniej katastrofy II wojny światowej, wywołanej przez nazistowskie Niemcy lub zagrożonego przez sowiecką, imperialną Rosję.
Sytuacja w Stanach Zjednoczonych napawa mnie niezmierną troską o przyszłość Ameryki i mojej rodziny w USA. To dzięki Stanom Zjednoczonym moje pokolenie jako pierwsze w historii może żyć w pokoju przez tyle dekad.

Boże błogosław Ameryce. God Bless America.

 

Rozdział III

III RZECZPOSPOLITA

 

W 2014 r. zgłosił się do mnie były nauczyciel z Zespołu Szkół Zawodowych Edward Kaptur, który poprosił mnie o wywiad do swojej książki Polska widziana z prowincji. W książce zawarł swoje wspomnienia, łącznie ze wspomnieniami reaktywacji „Solidarności” w 1989 r. po obradach Okrągłego Stołu ekipy Jaruzelskiego, z wyłonionymi przed stanem wojennym konformistycznymi działaczami związku. Część tego wywiadu z 2014 r. postanowiłem dołączyć do niniejszego opracowania jako ważną i integralną część mojego zaangażowania w wydarzenia w Polsce i dalszych obserwacji dotyczących oceny sytuacji w kraju po obradach Okrągłego Stołu.

 

III Rzeczpospolita w opinii Józefa Małobęckiego, członka Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność” z regionu „Ziemia Sandomierska” i lidera „Solidarności” na terenach staszowskich.

–  Jak Pan ocenia skutki Okrągłego Stołu i Nocnej Zmiany i 25 lat tak zwanej III Rzeczpospolitej.

– Trudno jednoznacznie ocenić skutki Okrągłego Stołu, ale są to skutki w początkach pozytywne, w dalszej sytuacji katastrofalnie odbijające się na obecnej sytuacji III Rzeczpospolitej. Jak wiemy wprowadzony przez reżim Jaruzelskiego stan wojenny 13 grudnia 1981 r. nie miał na celu wyciągnięcia kraju z permanentnej zapaści gospodarczej charakterystycznej dla komunizmu, a jedynie utrzymaniem władzy zauszników moskiewskiego imperializmu w Polsce, jakim był Jaruzelski i wysługujący się Rosji sowieckiej od czasu II wojny światowej jemu podobni towarzysze PZPR. „Solidarność” domagająca się wolności związkowej przekładającej się na wolność i swobody obywatelskie powodowała, że zakres wolności w Polsce rozszerzał się, co było sprzeczne z doktryną komunistyczną totalnej kontroli społeczeństwa i zmuszała reżim komunistyczny do ustępstw, co było wiadomym zagrożeniem ich wpływów w Polsce. Na to komuniści i kontrolująca ich sowiecka Rosja nie mogły sobie pozwolić i od samego zarania „Solidarności” przygotowywały siłowe zniszczenie związku. I takie siłowe rozwiązanie po okresie półtorarocznej solidarnościowej wolności zastosowano 13 grudnia 1981 r. wprowadzając stan wojenny, aresztując tysiące aktywnych przywódców związku, opozycji demokratycznej, byłych włączających się w antykomunistyczne działania, nadal żyjących żołnierzy AK (Armii Krajowej), NSZ (Narodowych Sił Zbrojnych), studentów, wykładowców uczelni i wszystkie inne środowiska, które czynnie włączyły się w rozszerzanie zakresu wolności. W stosunku do protestujących na ulicach miast czy okupujących zakłady pracy użyto siły i doprowadzono do masakry zabijając protestujących między innymi w kopalni węgla kamiennego „Wujek” czy na ulicach Lubinia.

Wprowadzony dyktatorski stan wojenny był bezprawnym aktem, nawet z komunistyczną konstytucją, która nie przewidywała takiego rozwiązania prawnego. Związek został zdelegalizowany, społeczeństwo spacyfikowane  i nastąpił totalny marazm społeczno-polityczno gospodarczy. Junta wojskowa tryumfowała, ale bytu narodu nie poprawiła. W takiej to sytuacji działające podziemne struktury „Solidarności” próbowały przełamać impas siłowy komunistów wywołując w drugiej połowie lat 80-tych strajki, które jednak nie załamywały monopolu junty Jaruzelskiego. Nastąpił totalny pat polityczny. Dojście Michaiła Gorbaczowa do władzy w Rosji sowieckiej, jego pierestrojki i głasnosti, tj. procesu liberalizacji systemu komunistycznego, którego celem było usprawnienie rządów partii komunistycznej i umocnienie Rosji sowieckiej drogą modernizacji gospodarki, zwiększenia swobód obywatelskich i poprawy stosunków z Zachodem pozwoliło juncie Jaruzelskiego na zrozumienie, że Sowieci mający swoje problemy nie są w stanie dłużej mu pomagać, a liberalizacja swobód obywatelskich daje im szanse na przetrwanie. W takiej to patowej sytuacji w Polsce pierestrojka i głasnost Michaiła Gorbaczowa dawała szansę na porozumienie komunistów z „Solidarnością” i z tej sytuacji skorzystały obydwie strony. Rozmowy tzw. Okrągłego Stołu prowadzone od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 r. przez przedstawicieli władz komunistycznych, „Solidarności” i Kościoła jako obserwatora doprowadziły ponownie do legalizacji „Solidarności” i co najważniejsze do częściowo wolnych wyborów demokratycznych, do ponownie reaktywowanego senatu oraz kontraktowego sejmu, gdzie 65% miejsc miało być zagwarantowane dla komunistów z PZPR (Polska Zjednoczona Partia Robotnicza) i ich satelitów z ZSL (Zjednoczone Stronnictwo Ludowe) i SD (Stronnictwo Demokratyczne). Oprócz tego istotne było ponownie powołanie stanowiska Prezydenta Rzeczpospolitej. Przeprowadzone w czerwcu wybory ku ogromnemu zdziwieniu nieprzygotowanych do tego komunistów skończyły się totalnym zwycięstwem „Solidarności” do sejmu. W reaktywowanym senacie na 100 miejsc dla „Solidarności” przypadło 99 miejsc, co było druzgocącym wynikiem dla komunistów. I to była jedyna pozytywna strona tzw. Okrągłego Stołu.

W obradach Okrągłego Stołu udziału nie wzięli wszyscy znaczący liderzy „Solidarności’, którzy byli przeciwnikami dogadywania się z komunistami i w ostatecznym rachunku to on mieli rację, a obecny (do roku 2015 z krótkimi przerwami) kształt III Rzeczpospolitej, zbyt mocno przypominający dominację jednej formacji w państwie, jakim kierowała się komunistyczna PZPR jest dowodem na ich racje. Układ Okrągłego Stołu to również nieszczęśliwa „gruba kreska” premiera Tadeusza Mazowieckiego, byłego doradcy „Solidarności” i „lewa noga” Prezydenta Lecha Wałęsy, byłego lidera „Solidarności” i następcy Jaruzelskiego na stanowisku prezydenta, komunistycznego prezydenta nadal gwarantującego sowieckiej Rosji kontrolę nad tym, co się w Polsce działo.

Powołany 12 września 1989 r. gabinet pod kierownictwem pierwszego solidarnościowego premiera Tadeusza Mazowieckiego i jego sławetna „gruba kreska” w expose sejmowym: „Przeszłość odkreślamy grubą linią. Odpowiadać będziemy jedynie za to, co uczyniliśmy, by wydobyć Polskę z obecnego stanu załamania” symbolicznie ukształtowały III Rzeczpospolitą na długie lata i trwającą do dzisiaj sytuację w kraju, gdzie dawni towarzysze partyjni i układ Okrągłego Stołu uległego skrzydła „Solidarności” dominują w życiu kraju, zaprzeczając ideałom „Solidarności” z okresu jej świetności, półtorarocznego działania. Zastosowano parasol ochronny nad kadrą kierowniczą PZPR, kadrą wojskową i Służbą Bezpieczeństwa PRL, kadrami administracyjnymi, a w przedsiębiorstwach pozwolono na uwłaszczenie się kadrom komunistycznym na majątku narodowym. Zdecydowana część kadr zarządzających stała się prezesami przedsiębiorstw, którymi wcześniej z ramienia PZPR zarządzali lub członkami rad nadzorczych w tych przedsiębiorstwach z wysokimi uposażeniami finansowymi. Taką sytuacje można było tolerować jedynie do czasu, kiedy Rosja sowiecka nadal istniała, a jej armia w sile 70 tys. czerwonoarmistów stacjonowała na terenie Polski. 25 grudnia 1991 r. do dymisji podał się całkowicie już pozbawiony władzy Prezydent ZSRR – Michaił Gorbaczow, a następnego dnia 26 grudnia zdjęto flagę ZSRR z Kremla. Akt ten ostatecznie zakończył istnienie prawie 70-letniego państwa sowieckiego. 17 września 1993 r., w symboliczną rocznicę agresji radzieckiej na Polskę w 1939 r. zakończono wycofywanie wojsk radzieckich z Polski. Po takich aktach likwidacji w Polsce dominacji sowieckiej rząd polski natychmiast winien odstąpić od umów Okrągłego Stołu, ponieważ zmieniła się rzeczywista sytuacja Polski suwerennej, niepodległej. Jakiekolwiek zobowiązania z zausznikami sowieckiej Rosji winny przestać obowiązywać i powinno nastąpić czyszczenie Polski z pozostałości odrzuconego wrogiego Polsce systemu. Nie zrobiono tego i to jest diametralny błąd, który do dzisiaj niszczy moralnie, etycznie i społecznie naród pozbawiony jednoznacznego oddzielenia dobra od zła.

Kolejnym błędem uznania komunistów jako pełnoprawnych partnerów politycznych w III Rzeczpospolitej była wypowiedź nowo wybranego po Wojciechu Jaruzelskim prezydenta, byłego przewodniczącego „Solidarności” Lecha Wałęsy i jego sławetne słowa: „Powinna być lewa noga i prawa noga, a ja będę pośrodku”, co oznaczało akceptację funkcjonowania byłych komunistów z PZPR w nowej rzeczywistości. Temu procesowi zgniłej koegzystencji, wypaczającemu ideały „Solidarności” lat 1980-1981, konformistycznych liderów związku z komunistami, przekształcających swoją nazwę PZPR na wszelkie inne nazwy, próbowało przeciwstawić się społeczeństwo oddając w roku 1991 rządy w ręce mecenasa, broniącego opozycję w komunistycznych procesach sądowych, eksperta „Solidarności” i autora jej statutu Jana Olszewskiego. Powołany przez niego rząd 23 grudnia 1991 r. rozpoczął proces dekomunizacji w wojsku polskim i ministerstwie spraw wewnętrznych. Zmienił także koncepcję prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, krytykowaną przez społeczeństwo, które masowo traciło miejsca pracy, a prywatyzowane przedsiębiorstwa – najczęściej za kwoty znacznie poniżej realnej wartości rynkowej – przechodziły do rąk inwestorów zagranicznych lub ludzi powiązanych ze starym reżimem komunistycznym. Całkowite zahamowanie prywatyzacji spowodowało otwarty konflikt rządu z ugrupowaniami liberalnymi w parlamencie. 22 maja 1992 r. premier Jan Olszewski sprzeciwił się podpisaniu klauzuli polsko rosyjskiego traktatu o przyjaźni i dobrosąsiedzkiej współpracy, która przekazywała bazy, opuszczane przez wojska rosyjskie wycofujące się z Polski, w ręce międzynarodowych spółek polsko-rosyjskich. Premier przekazał sprzeciw rządu, wysyłając depeszę szyfrową do Moskwy na ręce przebywającego wtedy z wizytą w Rosji Lecha Wałęsy. Doszło do otwartego konfliktu rządu z Prezydentem Lechem Wałęsą. Do pogłębienia konfliktu, a potem do odwołania rządu doszło po wniosku sejmowym zobowiązującym ministra spraw wewnętrznych do podania do dnia 6 czerwca 1992 r. pełnej informacji na temat urzędników państwowych od szczebla wojewody wzwyż, a także senatorów, posłów, będących współpracownikami Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w latach 1945-1990. Na liście oprócz 3 ministrów i 8 wiceministrów rządu Jana Olszewskiego znalazło się wiele znanych z opozycji nazwisk, jak również nazwisko Lecha Wałęsy. W takiej to sytuacji Lech Wałęsa natychmiast zwołał posiedzenie członków partii opozycyjnych do rządu Jana Olszewskiego, który został odwołany przez sejm w nocnym głosowaniu po północy 5 czerwca 1992 r. Był to bezkrwawy akt zamachu stanu nazwany „Nocną Zmianą”, po której zaprzepaszczone zostały nadzieje narodu na odwrócenie negatywnego kursu, jaki został ustalony Okrągłym Stołem, „grubą kreską” Tadeusza Mazowieckiego i „lewą nogą” Lecha Wałęsy. W efekcie tego haniebnego działania Polska ponownie została zdominowana przez liberalno-lewicowe środowisko Okrągłego Stołu. Władzę przejęli kolejni premierzy wywodzący się z byłej PZPR i ZSL, jak Waldemar Pawlak z byłego ZSL czy Józef Oleksy i Włodzimierz Cimoszewicz PZPR, a prezydentem po kompromitującej prezydenturze L. Wałęsy, został na dwie kadencje były aparatczyk PZPR – Aleksander Kwaśniewski. W latach 2001-2005 funkcje premiera sprawował kolejny komunistyczny aparatczyk Jerzy Miller, co spowodowało, że byli komuniści jeszcze bardziej rozpanoszyli się w majątku narodowym uwłaszczonym po Okrągłym Stole. Sytuacja dla mnie kompletnie szokująca i niezrozumiała, że społeczeństwo wyrwane spod buta komunistów demokratycznie wybrało komunistów do sprawowania władzy.

Rok 2005

Patologiczne, korupcjogenne rządy liberalno-lewicowe skończyły się w wyborach 2005 r. wygraną partii prawicowej PiS (Prawo i Sprawiedliwość), o antykomunistycznym rodowodzie, który nawiązywał swoim programem i działaniem do rządu Jana Olszewskiego. Jednocześnie w tym samym czasie, kilka miesięcy wcześniej, w wyborach na prezydenta Rzeczypospolitej został wybrany prezes partii centro prawicowej PiS – Lech Kaczyński. Na cele wyborcze tej partii zrobiłem dotację z USA. Po kilkunastu latach obserwacji polityki w Polsce po Okrągłym Stole uważałem, że jest to jedyna partia najbliższa wartościom i ideałom „Solidarności”, odpowiadająca patriotyzmowi, interesom i tradycjom narodowym Polski oraz polskiej racji stanu. Przed Polską otworzyła się kolejna szansa odejścia od układu Okrągłego Stołu. Niestety liberalny partner wyboczy PO (Platforma Obywatelska), spadkobierca strony Okrągłego Stołu i tradycji dogadywania się z komunistami, który startował w wyborach jako przyszły koalicjant PiS-u, nagle dokonał zwrotu politycznego i stał się zajadłym wrogiem ekipy rządzącej.

Lata 2007-2015

Rządząca partia PiS w koalicji z nowo powstałą chłopską partią Samoobroną oraz LPR (Liga Polskich Rodzin) po licznych przykładach nielojalności koalicjantów podała rząd do dymisji w 2007 r. i rozpisała wybory do Parlamentu. Wybory wygrała PO i wraz z PSL powróciła do liberalnego zarządzania krajem, stając się spadkobiercą Okrągłego Stołu o orientacji postkomunistycznej, która rządziła 8 lat przez dwie kadencje. Karą dla Samoobrony i LPR za doprowadzenie do zaprzepaszczenia reform i odsunięcia postkomunistów od władzy było znikniecie tych partii i ich liderów Andrzeja Leppera i Romana Giertycha z życia politycznego kraju.

– Jak ocenia Pan fetę czczącą III Rzeczpospolitą?

Aby ocenić tę sztuczną fetę czczącą III Rzeczpospolitą należy wrócić do Okrągłego Stołu i przypatrzeć się historii obozu rządzącego dzisiaj w Polsce tj. koalicji PO-PSL oraz prezydenturze Bronisława Komorowskiego. Okrągły Stół, jak wspominałem wcześniej, był porozumieniem ugodowego skrzydła „Solidarności” z komunistami. Z tego uległego skrzydła po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu i po zatwierdzeniu wyborów utworzono Komitet Obywatelski „Solidarność”, pierwotnie Komitet Obywatelski przy Przewodniczącym NSZZ „Solidarność” Lechu Wałęsie. Po zwycięstwie wyborczym racja dalszego trwania Komitetu Obywatelskiego stała się bezprzedmiotowa. Parlamentarzyści Komitetu Obywatelskiego „Solidarności” utworzyli 23 czerwca Obywatelski Klub Parlamentarny. Spontaniczny ruch obywatelski i obywatelską świadomość polityczną oraz aktywność usiłowano, z częściowym tylko powodzeniem, „zagospodarować” poprzez Ruch Obywatelski Akcja Demokratyczna (ROAD), przekształcony później w Unię Demokratyczną, a potem w Unię Wolności. Na bazie Unii Wolności wyłoniła się nowo-stara opcja polityczna pod nazwą PO, czyli Platforma Obywatelska, mylnie nazywaną obywatelską, bo ma mało wspólnego z tą nazwą, chociażby z dwóch powodów:

– odrzucenia podpisywanej przez miliony (wystarczy 100 tys.) obywateli petycji o przeprowadzeniu referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego, tak kobiet, jak i mężczyzn do 67 roku życia,

– odrzucenia podpisanej przez setki tysięcy (wystarczy 100 tys.) obywateli petycji o przeprowadzenie referendum w sprawie rozpoczynania nauki w szkole sześciolatków.

Jest to opcja mocno związana z poprzednim obozem władzy poprzez ochronę ludzi i współpracę z ludźmi starego systemu i w praktyce zastąpiła SLD swoim ochraniającym parasolem ludzi starego systemu stając się de facto formacją postkomunistyczną. Ewidentnym tego przykładem jest Prezydent Bronisław Komorowski, który podczas głosowania w sejmie jeszcze jako poseł PO głosował przeciwko likwidacji WSI (Wojskowe Służby Informacyjne), które swoją genezę mają ściśle związaną z sowieckim wywiadem GRU (Główny Zarząd Wywiadu), gdzie większość najwyższej kadry była przez nich szkolona na terenie Rosji sowieckiej. Po wyborze na urząd prezydencki Bronisław Komorowski otaczał się ludźmi wywodzącymi się z poprzedniego systemu, zwolennikami porozumienia z komunistami podczas obrad Okrągłego Stołu. Wystarczy wspomnieć Tomasza Nałęcza, działacza PZPR-u do samego końca rozwiązania tej partii czy Romana Kuźniara, także działacza PZPR-u, który w archiwach IPN-u (Instytut Pamięci Narodowej) figuruje jako zarejestrowany kontakt operacyjny o pseudonimie „Uniw”. Z kolei Waldemar Strzałkowski – doradca Prezydenta Bronisława Komorowskiego od 1990 r., w czasach PRL-u był szefem POP-u (Podstawowa Organizacja Partyjna) w Wojskowym Instytucie Historycznym im. Wandy Wasilewskiej. Zaproszenie przez Bronisława Komorowskiego na obrady Rady Bezpieczeństwa Narodowego Wojciecha Jaruzelskiego, posłusznego sługi Rosji sowieckiej w Polsce, twórcy i wykonawcy stanu wojennego z 13 grudnia 1981 r., a także ta wypowiedź z książki Rodzina Moniki Jaruzelskiej:

„Niedługo po dziewięćdziesiątych urodzinach ojca Prezydent Bronisław Komorowski zaprosił nas do Belwederu. Pojechaliśmy we troje – ojciec, ja i Gustaw. Prezydent ugościł nas podwieczorkiem na tarasie. (…) Pan prezydent i profesor Tomasz Nałęcz wprowadzili świetną atmosferę, tak że było sympatycznie, a nawet zabawnie”

jest ewidentną miarą kompromitacji Bronisława Komorowskiego jako prezydenta III Rzeczpospolitej wywodzącego się z Solidarności. Wizytę śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego podczas wizyty w Gruzji w czasie napaści Rosji Putina i strzały snajpera w kierunku Prezydenta śp. Lecha Kaczyńskiego skwitował ironicznie:

„Jaka wizyta, taki zamach, nie trafić z 30 metrów, to trzeba ślepego snajpera”,

natomiast w prezydenckiej kampanii wyborczej niedługo przed katastrofą lotniczą w Smoleńsku w jednym z wywiadów oznajmił:

„no, wie Pan, przyjdą wybory prezydenckie albo Prezydent gdzieś poleci i to się wszystko zmieni”.

Były to słowa pod adresem śp. Prezydenta prof. Lecha Kaczyńskiego, który niedługo po tej złowieszczej wypowiedzi zginął w katastrofie smoleńskiej. Te słowa przeszły do historii jako niedopuszczalny skandal polityczny, przykłady grubiaństwa i braku kultury nie tylko politycznej, ale i osobistej Bronisława Komorowskiego.

Platforma Obywatelska to formacja, która w imię postkomunizmu i obrony swoich powiązań personalno-biznesowych z towarzyszami starego reżimu, w imię utrwalenia układu zabezpieczającego ich stan posiadania, była zwolennikiem pozostawienia starych komunistycznych kadr i uzupełnienia ich swoimi poplecznikami, przy pomocy usłużnych i posłusznych im mass mediów, zdominowanych przez byłych dziennikarzy, publicystów związanych ze starym reżimem komunistycznym lub ich dzieci czy już nawet wnuki. W ten oto sposób w koalicji z PSL-em (zawłaszczona nazwa zlikwidowanego przez komunistów, prawdziwego antykomunistycznego, przedwojennego Polskiego Stronnictwa Ludowego) faktycznie tworzyli postkomunistyczną formację polityczną. Jedynym celem było utrzymanie wspomnianego stanu posiadania i niedopuszczenie konkurencyjnego PiS do władzy, którego z kolei celem było odsunięcie postkomunistów od władzy i sprawowanie jej nie w imię beneficjentów Okrągłego Stołu, ale w imię całego społeczeństwa.

Przykładem lekceważącego podejścia Prezydenta Bronisława Komorowskiego do celebrowania polskich świąt narodowych niech będą organizowane przez niego obchody Święta Niepodległości 11 Listopada 2014 r. Odbywały się one pod flagami biało-różowymi zamiast biało-czerwonymi barwami narodowymi, a wąskie grono współpracowników i pochlebców oraz posłusznych celebrytów, biorących udział w tych uroczystościach było przeciwieństwem dziesiątków tysięcy manifestantów na ulicach Warszawy, wznoszących antyrządowe, antyprezydenckie i antykomunistyczne hasła. Marsz był nie tylko celebrą Święta Niepodległości, był jednocześnie protestem przeciwko zawłaszczeniu państwa i reprezentowaniu go nie w imię interesów narodowych, a własnych przez opcję rządzącą w Polsce i prezydenta z ich nadania. Był to dowód na oderwanie się rządzących, od oczekiwań narodu Anno Domini 2014 w 25 rocznicę III Rzeczpospolitej. Symbolem moralnego i etycznego upadku tzw. elit powołujących się na „solidarnościowe” korzenie nich będzie pogrzeb śp. Kazimierza Świtonia, założyciela pierwszego komitetu Wolnych Związków Zawodowych w PRL (1978), działacza Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO), więźnia politycznego (1979, 1982 r.) współtwórcy Komitetu Budowy Pomnika upamiętnienia ofiar masakry na KWK „Wujek”. Premier Ewa Kopacz i minister obrony narodowej odmówili uwzględnienia wniosku i prośby rodziny śp. Kazimierza Świtonia i stowarzyszenia więźniów politycznych NIEZŁOMNI o nadanie pogrzebowi charakteru państwowego z asystą Kompanii Honorowej Wojska Polskiego. Decyzja ta była przeciwieństwem oficjalnych uroczystości pogrzebowych zbrodniarzy komunistycznych, prokuratorów stalinowskich, morderców sądowych żołnierzy niezłomnych, np. płk Wacława Krzyżanowskiego, współodpowiedzialnego za rozstrzelanie Danuty Siedzikówny „Inki”, systematycznie organizowanych przez prezydenta, premiera i ministra obrony narodowej. Wojciecha Jaruzelskiego chowano przy dźwiękach hymnu narodowego, w asyście Kompani Honorowej Wojska Polskiego, ku ogromnemu zdziwieniu większości społeczeństwa i oburzeniu represjonowanych działaczy antykomunistycznej opozycji, która pozostała wierna swoim ideałom.

Aby dopełnić czarę goryczy, marszałek sejmu zaproponował sejmowi, a sejm posłusznie wykonał skandaliczne uczczenie osoby śp. Kazimierza Świtonia. Uczczono minutą ciszy śp. Kazimierza Świtonia w towarzystwie propagandysty komunistycznego (z PZPR i TPPR – Towarzystwo Przyjaźni Polsko Radzieckiej) aktora Stanisława Mikulskiego, pochowanego z nadętym ceremoniałem, odmawiając nawet wysłania delegacji prezydium sejmu na pogrzeb parlamentarzysty I Kadencji Kazimierza Świtonia. Niech ten przykład będzie kolejnym dowodem niskiego upadku moralno-etycznego tzw. elit „solidarnościowych” i degrengolady państwa i społeczeństwa, które biernie poddało się ochronie komunistycznych pozostałości w Polsce. Tak wyglądała III Rzeczpospolita Anno Domini 2014, 25 lat po rzekomym „obaleniu” systemu komunistycznego w Polsce, gdzie feta obchodów jest zaprzeczeniem faktycznego stanu rzeczy i kolejną hecą propagandową, tak rządu, jak i Bolesława Komorowskiego na stanowisku prezydenta III Rzeczpospolitej, jak również niegodnej koegzystencji byłych „solidarnościowych” liderów z ich oprawcami.

– Jak pan ocenia kolegów, którzy nie dostrzegają, a raczej nie chcą dostrzec rozkładu państwa polskiego?

W mojej opinii byli działacze „Solidarności”, którzy dzisiaj są przy władzy (koalicja PO – duża część ludzi z byłej „Solidarności”, PSL – duża część ludzi byłego komunistycznego ZSL) niby nie dostrzegają rozkładu państwa polskiego, ale sami czynnie go rozkładają. „Solidarność” to nie tylko związek zawodowy, ale przede wszystkim to ruch społeczny skupiający miliony osób o rożnym światopoglądzie. Spoiwem tego światopoglądu była wrogość w stosunku do tego, co się działo w Polsce i chęć koniecznych zmian. Jedni upatrywali zmian tylko ekonomicznych lub komunizmu z ludzką twarzą inni, do których ja należałem upatrywali zmian systemowych łącznie z obaleniem komunizmu w Polsce i ewentualnym, na ile ówczesna sytuacja pozwalała, oderwaniu lub zminimalizowaniu wpływów Rosji sowieckiej. Po kompromisie Okrągłego Stołu ludzie tzw. lewicy laickiej, byli doradcy „Solidarności” często wywodzący się pokoleniowo z rodzin przedwojennych komunistów przedzierzgnęli się w zażartych obrońców byłych towarzyszy reżimu, z którymi w rzeczywistości łączyła ich ideologia, różnica tkwiła tylko w wykonawstwie tej ideologii i to ich skłóciło, a po Okrągłym Stole znowu połączyła ideologia. Drastycznym, ale jakże znamiennym symbolem tego ideologicznego zakłamania stała się nieukrywana zażyłość walczącego z reżimem Adama Michnika i kłamcy stanu wojennego Jerzego Urbana, jednego z najbliższych współpracowników Jaruzelskiego, którzy niejednokrotnie demonstracyjnie, szyderczo eksponowali publicznie swoją obecną przyjaźń. Kolejnym faktem jednocześnie obrazującym stan III Rzeczpospolitej, dyskredytującym układających się do dzisiaj byłych „solidarnościowców” ekipy uległości z komunistami jest nadal nieuregulowany status istniejących komunistycznych symboli i nazw związanych z upadłym reżimem czy okupantem sowieckim na mapie geograficznej i historycznej Polski. Do dzisiaj w Polsce istnieją tysiące nazw ulic, placów, mostów, pomników, tablic…, szkół nawiązujących i gloryfikujących reżim komunistyczny, ich ludzi lub służalczości wobec Rosji sowieckiej. Jest to skandaliczny symbol niemocy, kompromitacji, braku dobrej woli, braku patriotyzmu i jakichkolwiek wartości, który uosabia brak szacunku do własnego państwa, jego tragicznej pod komunizmem przeszłości, kiedy setki tysięcy Polaków było więzionych, torturowanych, katowanych i zsyłanych na Sybir, mordowanych skrytobójczo lub wyrokami sądowymi zbrodniczych sędziów wysługujących się reżimowi i Rosji sowieckiej, a także odejścia od ideałów „Solidarności”, gdzie patriotyzm był jednym ze znaczących jej ideałów.
Do dzisiaj po 25 latach od upadku reżimu w Polsce nie podjęto ustawy jednoznacznie likwidującej w/w symbole komunizmu. To tak jakby rządy II Rzeczpospolitej pozostawiły symbole zaborców po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Ustawa likwidująca te symbole powinna być jedną z pierwszych ustaw sejmu sankcjonującą upadek reżimu komunistycznego, oddzielającą zniewolenie sowieckie od niepodległej Polski, ale niestety nie powstała do dzisiaj. Aby dalej prowadzić rozważania nad rozkładem państwa przez obecną ekipę wywodzącą się z „Solidarności” koniecznym jest przedstawienie stosunku dwukadencyjnego premiera III Rzeczpospolitej Donalda Tuska do Polski i polskości, określonego przez niego samego w ankiecie „Znaku” w 1987 r. na temat Czym jest polskość? zacytuję fragmenty:

„Polskość kojarzy mi się z przegraną, z pechem. Wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu. Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg co jeszcze wie wrzuciły na moje barki brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię”.

Taki stosunek do Polski i polskości ma premier III Rzeczpospolitej, którego akcje polityczne i rządy często są sprzeczne z polską racją stanu i jej interesami narodowymi. Miarą jego stosunku do Polski niech będzie zażyłość z Kanclerz Niemiec Angelą Merkel, której stał się wiernym, posłusznym wykonawcą jej polityki w stosunku do Polski, za co otrzymywał wiele honorowych odznaczeń niemieckich. Zwieńczeniem tego, w świetle zbliżającej się porażki w wyborach jego partii, było przyjęcie przez niego funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej z osobistym poręczeniem Angeli Merkel, bez którego objęcie takiej funkcji przez Donalda Tuska byłoby niemożliwe. Podczas pełnienia tej funkcji niejednokrotnie realizował wolę Niemiec i jej Kanclerza Angeli Merkel, również ze szkodą dla wewnętrznej polityki kraju, rozgrywając wbrew regulaminowi Unii Europejskiej swoje gierki przeciwko opozycyjnej do jego partii opcji politycznej. Przykłady takich działań można mnożyć, ale warto przytoczyć te najdrastyczniejsze, pod wieloma względami godzące w polską rację stanu i jej bezpieczeństwo.

a. polaryzacja społeczeństwa i podważanie demokracji w Polsce.

Demokracja to pluralizm. Jest to demokratyczna zasada ustrojowa, gwarantująca różnym grupom społecznym i politycznym prawo wyrażania swych poglądów i uczestnictwo w życiu państwa. I od tej podstawowej zasady odeszły rządy koalicji PO-PSL po 2007 r., gdzie jakiekolwiek interpelacje, wnioski, propozycje uchwał, ustaw opozycji, pomimo istotnego i korzystnego dla interesu państwa były przegłosowywane dyscypliną partyjną głosami rządzącej koalicji, po to tylko, by odrzucić je jako opozycyjne. Jest to ewidentne działanie zagrażające demokracji i wynikającemu z niej pluralizmowi. Dochodzą to tego nieustające ataki na opozycję i stosowanie retoryki komunistycznej do jej zwalczania, dyskredytowanie, a nawet stosowanie epitetów pod adresem opozycji i opozycyjnych liderów. Przypisuje się opozycji najgorsze z możliwych cech, jak ksenofobię, nacjonalizm, zaściankowość, prymitywizm, niskie wykształcenie, wszelkie możliwe negatywne cechy, tak aby wywołać w społeczeństwie niechęć, wręcz wrogość do opozycji zagrażającej stanowi posiadania przez establishment ukształtowany po Okrągłym Stole. Jednocześnie siebie portretuje się jako elitę, najbardziej wykształconą i światłą część społeczeństwa, a przytoczona powyżej retoryka i zachowania są tego przeciwieństwem, gdzie pogarda, bezczelność, cynizm i pycha są dowodem stosunku do znacznej części społeczeństwa przeciwnego rządzącemu establishmentowi. Powoduje to drastyczną dezintegrację społeczną i nieraz drastyczną wrogość środowiskową nie omijając zakładów pracy, stosunków koleżeńskich czy nawet rodzinnych. Przypomina to najgorsze czasy komunistyczne, kiedy AK i opozycja były nazywane „zaplutymi karłami reakcji”, a dzisiaj Marsze Niepodległości lub inne marsze opozycyjne w obronie demokracji porównuje się do postępującego faszyzmu, który chce podpalić Polskę. Podobnej retoryki używali komuniści pod adresem liderów „Solidarności” tuż przed wprowadzeniem stanu wojennego. Niestety, obecnie przejęli ją niby koledzy z „Solidarności” – uczestnicy Okrągłego Stołu w stosunku do swoich oponentów. Jest to zachowanie jak najbardziej hańbiące.

b. udział w dyskredytowaniu Polski na arenie światowej.

Takie traktowanie oponentów przenosi się na arenę światową. Szeroko cytowane wypowiedzi establishmentu postkomunistycznego są powielane przez światowe media oraz polityków. Wyłania się z nich negatywny obraz polskiej opozycji i polskiego patriotyzmu, porównywanego do wcześniej wspomnianego nacjonalizmu, ksenofobii, nietolerancji, co przyczynia się do budowania zakłamanego wizerunku Polski i Polaków poza granicami kraju. Jest to kolejny przykład krzywdzących i szkodzących krajowi opinii wpływających na rozkład więzi społecznej i solidaryzmu narodowego wśród Polaków.

c. katastrofa smoleńska i udział rządu Tuska w kłamstwie rosyjskim

Dnia 10 kwietnia 2010 r. nastąpiła największa tragedia narodowa w powojennej Polsce. Prezydent III Rzeczpospolitej Lech Kaczyński udał się z wizytą na groby pomordowanych oficerów polskich w Katyniu. Prezydentowi towarzyszyli najważniejsi dostojnicy państwowi, członkowie parlamentu, tj. posłowie i senatorowie, najwyżsi dowódcy woskowi, wyższe duchowieństwo i byli zasłużeni opozycjoniści antykomunistyczni. Wszyscy oni zginęli w katastrofie samolotowej podczas lądowania w Smoleńsku. Premier Tusk i rząd PO wbrew rozsądkowi i prawu międzynarodowemu zgodził się na prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy przez służby rosyjskie. Powstał kłamliwy raport MAK – (rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy), który został zaakceptowany przez rząd Tuska i jego ministra Millera, którego resortowy raport praktycznie powielił kłamstwa rosyjskiego MAK-u. Do dzisiaj, mimo że minęło prawie 5 lat od katastrofy smoleńskiej, wrak samolotu i czarne skrzynki nagrań parametrów pracy samolotu w czasie katastrofy nie zostały Polsce zwrócone. Jest niezliczona ilość poszlak i domysłów, że nie była to katastrofa wynikła ze złego stanu technicznego samolotu czy z błędów pilotów. Pomimo tego rząd Tuska nigdy nie podjął starań o międzynarodową komisję, np. sojuszniczych rządów NATO, w tym rządu USA w sprawie odzyskania wraku samolotu, czarnych skrzynek i przeprowadzenie niezależnego od Rosji śledztwa. Były to ewidentne zaniedbania interesu Polski i działanie na niekorzyść Polski tylko po to, aby upokorzyć zwalczanego przez tę koalicje śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i konkurencyjny PiS. Dla celów politycznych, upokorzenia przeciwnika politycznego układano się z nieprzychylnym od wieków Polsce państwem rosyjskim. Natomiast składany wniosek w Parlamencie Unii Europejskiej o powołanie Komisji do zbadania katastrofy smoleńskiej był z furią atakowany przez europosłów PO. Jest to przykład całkowitego braku dbałości o interes państwa polskiego, w imię walki politycznej, kosztem dobra i respektu do własnego państwa, organów i instytucji państwa, jak i majestatu Rzeczpospolitej z braku woli i chęci dociekania prawdy o tym, co stało się w Smoleńsku.

d. deklaracje Ministra Spraw Zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie i ograniczanie suwerenności Polski

Niebezpieczne dla polskiej suwerenności było wystąpienie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego w Berlinie, który w imię ratowania strefy euro w okresie kryzysu gospodarczego zaproponował między innymi zmniejszenie i jednoczesne wzmocnienie Komisji Europejskiej, ogólnoeuropejską listę kandydatów do PE oraz połączenie stanowisk szefa KE i prezydenta UE, w tym nadzorowania budżetów krajowych przez Parlament Europejski. 28 listopada 2011 r. Radosław Sikorski w wystąpieniu Polska i przyszłość Europy na forum Niemieckiego Towarzystwa Polityki Zagranicznej w Berlinie mówił, że bliższa współpraca w ramach UE ma być odpowiedzią na kryzys w formie federacji. Postulował, by Komisja Europejska była mniejsza, czyli (inaczej niż teraz) nie wszystkie państwa były w niej jednocześnie reprezentowane. We wspólnej deklaracji Westerwellego i Sikorskiego politycy wezwali do ustanowienia bezpośrednio wybieranego prezydenta Europy, likwidacji narodowego weta w ważnych dziedzinach czy też budowy militarnej i fiskalnej Unii i przewodniej roli Niemiec w ratowaniu strefy euro. Zadziwiające jest to, że minister Sikorski gotów był oddać weto, zrezygnować z niego, a jest ono dla Polski bardzo istotne. Państwa takie jak Polska – średniej wielkości, o ciągle rozwijającej się gospodarce, nie miałoby żadnych mechanizmów zabezpieczających, w sytuacji gdy ta większość, silniejsza grupa państw zachodnich, decydowałby o jakimś modelu rozwoju, który zupełnie by nam nie odpowiadał. Przy braku weta bylibyśmy całkowicie zdani na nich bez możliwości wstrzymania, zablokowania czy przyhamowania niekorzystnej dla Polski polityki. Co najgorsze, że to wystąpienie nie zostało w Polsce przedyskutowane i propozycje Sikorskiego padły przy całkowitym zaskoczeniu nie tylko opozycji, ale nawet prezydenta wywodzącego się z tej samej opcji politycznej, co minister spraw zagranicznych, w którego prerogatywach jest zajmowanie się polityką zagraniczną Polski. Zdumiewające i haniebne jest, że minister spraw zagranicznych zamiast reprezentować interesy Rzeczypospolitej, w rzeczywistości godził w jej suwerenność, wyzbywał się jej niepodległości, zaprzeczając tym funkcji i zadaniu, jakie winien spełniać. W państwie szanującym zasady po takim wystąpieniu zmuszony byłby do dymisji. Tutaj nic takiego się nie stało. Jest to kolejny przykład dysfunkcji rządu i braku patriotyzmu oraz polskiej racji stanu ekipy rządzącej.

e. obce siły do likwidacji demonstracji

Zdumiewające dla mnie jako „solidarnościowca” i Polaka jest fakt przegłosowania w wolnej, niepodległej III Rzeczpospolitej ustawy z dnia 10 stycznia 2014 r., umożliwiającej siłom porządkowym obcych państw operowanie na terenie Polski. Pamiętamy, że głównym argumentem wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. przez Wojciecha Jaruzelskiego był argument uniknięcia interwencji zbrojnej przez „bratnie armie” państw socjalistycznych. W rzeczywistości domagał się ich wkroczenia, gdyby nie udało się spacyfikować „Solidarności” własnymi siłami ZOMO, SB i tzw. Ludowego Wojska Polskiego. Okazuje się, że rządzący wywodzący się w większości z tamtej „Solidarności” przygotowali właśnie ustawę, która zezwala obecnie na taką „bratnią pomoc”. Z ustawy wynika, że na terenie Polski będą mogły funkcjonować służby obcych państw. Jako cel takiej obecności przedstawia się pomoc służbom polskim w wyjątkowych sytuacjach. Może to być międzypaństwowy mecz piłki nożnej, ale i zamieszki. Co więcej funkcjonariusze obcych służb, policji będą mogły zatrzymać każdego z nas i nie wiadomo, według jakich procedur ma się to odbywać. Taka ustawa jest czymś wysoce niebezpiecznym i rozumieją to liczące się państwa w UE, które nie posiadają takich przepisów. Z zapisów aktu prawnego wynika, że uprawnienia obcych służb będą praktycznie takie same jak policji czy żandarmerii wojskowej. Służby obcych państw będą mogły nas zatrzymać i aresztować na 48 godzin. Będą mogły również stosować przymus bezpośredni i używać broni palnej. Według przegłosowanej ustawy obce służby policyjne, jeśli uznają, że „zachodzi uzasadnione podejrzenie o popełnienie przestępstwa” będą mogły reagować na terenie Polski, nawet bez powiadamiania naszej policji. Niektórzy sugerują, że pomoże to obejść konieczność stosowania nakazów sądowych. Innymi słowy, do domu każdego z nas mogą zapukać smutni panowie z obcych służb i będzie to legalne. Obce służby przybyłyby do Polski na wniosek komendanta głównego policji, straży granicznej, pożarnej, jeśli okres ich pobytu nie przekraczałby 90 dni, a liczba funkcjonariuszy 200 osób. Jeśliby mieli zostać dłużej, wówczas kierują wniosek do ministra spraw wewnętrznych. Decyzję o pozwoleniu na taki pobyt podejmowałaby Rada Ministrów. Jest to kolejny przykład antydemokratycznych działań koalicji rządzącej i jej zagrożenia dla suwerenności państwa.

Powyższe przykłady są ewidentnymi przykładami moralnej zdrady ideałów „Solidarności”, działań na niekorzyść państwa polskiego i utratę wiarygodności byłych działaczy „Solidarności”. Kwintesencją utraty wiarygodności i zdrady ideałów „Solidarności” niech będzie przykład szefa „Solidarności” Regionu Mazowsze, uczestnika Okrągłego Stołu Zbigniewa Bujaka, który swoją legitymacje członka Krajowej Komisji sprzedał na aukcji. Co ważne, była to aukcja zorganizowana przez generałową Kiszczakową, żonę Czesława Kiszczaka, który organizował i wprowadzał z Wojciechem Jaruzelskim stan wojenny. Wylicytował legitymację za grosze, zaledwie trzy lata po wyborach 1989 r. Jest to miara utraty honoru i godności przez byłych kolegów z tamtej „Solidarności”.

– Dziękuję Panu za udzielenie tak obszernych wypowiedzi na zadane pytania.
Spisane w Staszowie na przełomie 2014/2015 r.

Lata 2015-2020

Wątek dotyczący moich spostrzeżeń o dalszych losach polityki krajowej, zaprezentowany w powyższym wywiadzie potrzebuje kontynuacji, co zapewne zaspokoi ciekawość czytelnika.

Wybory prezydenckie w 2015 r. rozpoczęły okres samodzielnych rządów centroprawicowej koalicji Prawa i Sprawiedliwości– Solidarna Polska–Porozumienie. Zwycięstwo w majowych wyborach kandydata koalicji Andrzeja Dudy, doktora prawa, absolwenta Uniwersytetu Jagiellońskiego, wcześniej europosła w UE i posła na sejm, doprowadziło do wygrania w październiku wyborów parlamentarnych przez w/w koalicję i pierwszy raz od obrad Okrągłego Stołu jedna koalicja osiągnęła wszystkie atrybuty władzy, zdobywając samodzielną większość w obydwu izbach polskiego parlamentu – sejmie i senacie. Był to wyraz zmęczenia społeczeństwa poprzednimi postkomunistycznymi rządami wszystkich opcji politycznych, dominujących w dotychczasowej polityce w Polsce.
Władzę, tak jak w 2005 r. objęła antykomunistyczna, patriotyczna, oparta o tradycję i wartości chrześcijańskie koalicja, nawiązująca do rządu Jana Olszewskiego i jego celów. Można z powodzeniem stwierdzić, że rządy w Polsce ponownie przejęła opcja, która reprezentowała dążenia „Solidarności” lat 80. XX w. Rozpoczął się okres rządów w imię interesu społeczeństwa i państwa, a nie grup interesów i samozwańczych elit postkomunistycznych.

Nastąpił okres silnego wsparcia socjalnego dla gorzej uposażonej części społeczeństwa, ogromna pomoc rodzinom z dziećmi, dla których utrzymanie dzieci, w tym zwłaszcza okres rozpoczęcia roku szkolnego często wiązał się z zaciąganiem lichwiarskich kredytów w parabankach. Zmniejszono wiek emerytalny, podniesiony przez poprzednie rządy wbrew obietnicom i protestom społecznym. Polityka gospodarcza polegała na wzmocnieniu spółek państwowych i obsadzeniu na najwyższych stanowiskach ludzi kompetentnych, których zadaniem było zarządzanie nimi w interesie państwa i społeczeństwa. Okazało się, że duża ich część, będąca na skraju bankructwa podczas poprzednich nieudolnych rządów, po restrukturyzacji stała się prosperującymi przedsiębiorstwami, dającymi zaskakujące dochody do skarbu państwa. Zdecydowanie ograniczono oszustwa podatkowe, powodując miliardowe wpływy do budżetu państwa. Wzrost PKB ponad 4% uplasował Polskę na przodującej pozycji gospodarczego wzrostu w gospodarce europejskiej i przełożył się na spadek stopy bezrobocia do 5.1% oraz zamożność społeczeństwa, gdzie przeżycie z dnia na dzień przestało być zmorą uboższych rodzin. Wszystkie grupy zawodowe odczuły poprawę finansową; podniesiono najniższe uposażenia pracowników do poziomu wyznaczonego przez sejm.

Polska pod rządami koalicji centroprawicowej rozpoczęła zdecydowaną propolską politykę zagraniczną zmieniając dotychczasową politykę przedmiotowości na politykę podmiotowości, co spowodowało niezadowolenie tandemu niemiecko-francuskiego, który do tej pory miał decydujący wpływ na wcześniej rządzącą postkomunistyczno-liberalną koalicję PO i PSL. Ogromne znaczenie dla podniesienia rangi Polski na arenie europejskiej i światowej miało sprawne działanie Grupy Wyszehradzkiej, tzw. V-4, skupiającej państwa Europy Środkowej tj. Polskę, Węgry, Słowację i Czechy. Sprawnie przeciwstawiała się ona dominacji Francji i Niemiec w polityce dotyczącej naszego regionu oraz w innych aspektach polityki europejskiej, w tym nieakceptowanej polityce przyjmowania nielegalnych emigrantów z krajów arabskich i Afryki, którzy postrzegani byli jako zagrożenie dla bezpieczeństwa obywateli europejskich (obawiano się zwłaszcza zamachów terrorystycznych oraz roszczeń socjalnych). Grupa V-4 niejednokrotnie skutecznie blokowała inicjatywy tandemu. Kolejnym niepodważalnym sukcesem tego rządu było przekonanie rządu USA o stacjonowaniu US Army na terenie Polski. Jest to fakt o ogromnym znaczeniu, ponieważ USA i jego najpotężniejsza dzisiaj armia świata swoją obecnością daje gwarancję bezpieczeństwa, niepodległości i wolności w Polsce, a jednocześnie przy czynia się do modernizacji polskich sił zbrojnych i podnoszenia jej sprawności bojowej, dzięki ćwiczeniom wojskowym, przeprowadzanym z najsprawniejszą i najsilniejszą armią świata. Przekłada się to na prestiż militarny i międzynarodowy polskiej armii. Z ogromną przyjemnością oglądam defilady wojskowe z okazji Święta Niepodległości Polski, podczas których obok wojsk armii polskiej i wojsk sojuszniczych NATO maszerują żołnierze US Army. Dla mnie osobiście jest to bardzo poruszające, nie tylko z powodu, że USA to państwo, które przygarnęło moją rodzinę po internowaniu, dało nam szansę na rozwój, przeżyliśmy tam praktycznie nasze dorosłe, zawodowe życie, ale również dlatego, że jesteśmy obywatelami USA i pozostawiliśmy tam syna Jakuba z żoną Barbarą i dwoma wnukami: Feliksem i Natanielem, już rodowitymi Amerykanami. Widząc US Army stacjonującą w Polsce czuję w jakiś symboliczny sposób, że jestem w obydwu krajach jednocześnie. Jest to ogromnie satysfakcjonujące uczucie.

 

 

Bezpośrednio po wygraniu wyborów przez Zjednoczoną Prawicę przegrana w wyborach poprzednia koalicja oficjalnie ogłosiła, że staje się opozycją totalną, co znaczyło, że żadne kompromisy w jakiejkolwiek sprawie ją nie interesują. Dochodziło do tak kuriozalnych sytuacji, że nawet – bardzo istotne z punktu interesu państwa projekty wdrażane przez rząd, jak na przykład przekopanie Mierzei Wiślanej, aby przepływ przez nią nie był kontrolowany przez Rosję– były oprotestowywane przez celowo organizowane i sterowane demonstracje oraz protesty skrajnie lewicowych aktywistów, w tym aktywistów z zagranicy. Przełożyło się to na wojnę polityczną w Polsce, trwającą całe lata i skrajnie skłócającą polskie społeczeństwo. Zainicjowano działania nazwane „ulica i zagranica”, obóz rządzący atakowano agresywnymi, brutalnymi, a nawet wulgarnymi wypowiedziami i demonstracjami na ulicach; konflikt przeniesiono również na forum instytucji europejskich, między innymi do Unii Europejskiej i jej organów. Obydwie metody miały szkodzić i obalić rządzącą koalicję w Polsce, tylko w jednym celu, którego totalna opozycja nie ukrywała i ogłaszała, „aby było tak, jak było”, gdyż zależało jej na zachowaniu status quo w dotychczasowym układzie polityczno-biznesowym. Według przyjętej przez opozycję narracji rządy Zjednoczonej Prawicy oznaczają zagrożenie dla demokracji, co odbieram jako perfidną socjotechnikę i manipulację. Do politycznej awantury totalnej opozycji z rządem bardzo czynnie włączyły się środowiska prawnicze, na czele z sędziami, w tym sędziami Sądu Najwyższego, którzy przejęli pałeczkę walki z koalicją centroprawicową. Polityczna walka sędziów jeszcze z nadania komunistycznego, stojących po stronie postkomunistycznej totalnej opozycji, która była częścią tego postkomunistycznego środowiska doprowadziła do zakwestionowania demokracji w państwie, uzurpując sobie władzę ponad ciało ustawodawcze i wykonawcze, jak również prerogatywy prezydenta Rzeczypospolitej. Doszło do anarchizacji państwa. Nieliczna, ale bardzo agresywna grupa sędziów, wbrew artykułom Konstytucji i etyki zawodowej, mocno politycznie zaangażowała się do walki w obronie swoich przywilejów. Potwierdziła to jednoznaczną wypowiedzią sędzia Irena Kamińska z NSA (Naczelny Sąd Administracyjny), należąca do ich własnego środowiska zawodowego, którego intencje wyraziła słowami:

„Całe życie broniłam sędziów. Uważam, że to jest zupełnie nadzwyczajna kasta ludzi i myślę, proszę państwa, że damy radę”.

Tym samym wyniosła sędziowską społeczność ponad społeczeństwo, okazała mu pogardę, mając na uwadze obronę przywilejów sędziowskich i ich wpływów w walce z reformą wymiaru sprawiedliwości, rozpoczętą przez centroprawicową koalicję. Rządy postkomunistyczne po Okrągłym Stole nie podjęły próby zreformowania wymiaru sprawiedliwości, zdominowanego przez ludzi poprzedniego systemu. Próbę reformy wymiaru, w którym nadal zasiadali sędziowie często pamiętający czasy stanu wojennego i skazujący na więzienie ludzi „Solidarności”, podjęła koalicja rządząca. Wymiar sprawiedliwości wykazywał się bezradnością w sprawowaniu swojej funkcji i był przedmiotem krytyki społecznej, nie tylko za niewydolność, ale również za niezgodne z poczuciem sprawiedliwości i bezstronnością wyroki. Poczucie wielkiej niesprawiedliwości w społeczeństwie wynikało również z bezkarności i uprzywilejowania tego środowiska (chodzi o przypadki uniewinniania prawników oskarżonych o czyny niezgodne z prawem, co odbierane było jako szydzenie ze sprawiedliwości w poczuciu własnej bezkarności). Wszelkie wykroczenia, łamanie przepisów przez środowiska walczące z rządzącą koalicją kończyły się uniewinnieniem lub znikomymi karami jako dowód lekceważenia i pogardy nie tylko do litery prawa, lecz również pokazania społeczeństwu swojej siły i dominacji nad nim. Natomiast nawet drobne wykroczenia obywateli często były surowo karane. Wywoływało to w obywatelach poczucie absurdu, krzywdy i zakłamania wymiaru sprawiedliwości. Sprzeciw tego środowiska do rozpoczętych reform wyrażał się w stawianiu zarzutów zagrożenia praworządności i niezależności sądów w Polsce, a w rzeczywistości polegał jedynie na zabezpieczeniu kastowości, własnych przywilejów i wpływów oraz wyobcowania się ze społeczeństwa na zasadzie wyższości i pychy. Jednocześnie swoimi działaniami wspierając totalną opozycję w jej dążeniach powrotu do sytuacji „aby było tak, jak było”, co jasno wyraził wywodzący się również z tego środowiska były prezes Trybunału Konstytucyjnego Andrzej Rzepliński.

Powyższe przykłady świadczą o wspólnym z opozycją wyobcowaniu się środowiska kasty sędziowskiej ze wspólnoty społecznej. Agresja totalnej opozycji w stosunku do rządzącej koalicji została przez nią – zgodnie z hasłem walki z rządem „ulicą i zagranicą” – przeniesiona do instytucji europejskich. Można rozumieć wszelkie krajowe konflikty polityczne jako formę walki politycznej, ale przenoszenie tego na arenę międzynarodową kosztem reputacji państwa jest niedopuszczalne i haniebne. Na podstawie kłamliwych informacji na pomoc temu środowisku ruszyła Unia Europejska, silnie zdominowana przez środowiska przychylne postkomunistyczno- liberalnej opcji. Za poprzednich rządów Polska była posłuszna tandemowi niemiecko-francuskiemu, dyktującemu warunki na arenie europejskiej. Teraz sytuacja uległa zmianie. Rząd polski dążył do wywalczenia podmiotowości w polityce europejskiej, co Unia Europejska chciała storpedować, przy aktywnym udziale totalnej opozycji.
Kłamstwami, przekręcaniem faktów, dezinformacjami medialnymi, szkalowaniem rządu manipulowano europosłów Komisji Europejskiej.
Politycy opozycji udzielali fałszujących rzeczywistość wywiadów w mediach państw zachodniej Europy, epatując ją informacjami o łamaniu Konstytucji w zakresie wymiaru sprawiedliwości, zagrożeniu niezawisłości sądów, szykanowaniu sędziów przez organa sądowe itp. Organizowano nawet sympozja z europarlamentarzystami z innych państw instruując ich, w jaki sposób i w jakich obszarach krytykować i atakować polski rząd. W rzeczywistości były to antypolskie wystąpienia. Doszło do tak oburzającej sytuacji, że nie tylko polscy europosłowie, ale nawet krajowi politycy totalnej opozycji lub organizacji antyrządowych rozpowszechniali w Parlamencie Europejskim kłamliwe informacje na temat polskiego rządu, rzekomo w obronie praworządności i demokracji. Zasmucające jest, że nawet I prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf zdawała stronnicze raporty o stanie reform wymiaru sprawiedliwości w naczelnych organach prawnych niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, za co została uhonorowana nagrodami.
Nie można takich haniebnych poczynań pominąć milczeniem. Doszło do sytuacji, że polscy europosłowie z totalnej opozycji nie tylko zmanipulowali informacje celem zaszkodzenia polskiemu rządowi, lecz również użyli swoich wpływów, aby przekonać przychylnych im polityków Unii Europejskiej do przegłosowania antypolskiej rezolucji i na dodatek sami głosowali za sankcjami przeciwko Polsce. Była to bezprecedensowa sytuacja, porównywalna do działań zdrajców Konfederacji Targowickiej, którzy rzekomo w obronie polskiej demokracji wymogli interwencję carycy Katarzyny i pomoc w obaleniu Konstytucji 3 Maja z 1791 r., co skończyło się III rozbiorem Polski utratą suwerenności przez Rzeczpospolitą na 123 lata. Nie da się przejść obojętnie bez poczucia głębokiego oburzenia obok takiego wydarzenia wymierzonego we własne państwo. Zwłaszcza, jeżeli dojmujące jest przeświadczenie, że opozycja – pod płaszczykiem obrony niezawisłości sędziów i niepodległości – w istocie broni własnych synekur i korzyści. Polscy europosłowie posunęli się do tego, by żądać od Europarlamentu wstrzymania wypłaty Polsce funduszy na wsparcie dalszego rozwoju polskiej gospodarki. Bezprecedensowość takich działań względem swojego kraju była zdumiewająca, tym bardziej że żaden europoseł innych państw nigdy na forum europejskim nie występował przeciwko swojemu państwu, zostawiając rozstrzygnięcie konfliktów wewnętrznych na arenie własnego państwa. Takie zachowania polskich europosłów totalnej opozycji spotykały się nawet z krytyką europosłów z innych państw, czego przykładem jest niemiecki poseł do PE dr Maximilian Krah, który podczas debaty w Parlamencie Europejskim skomentował przeprowadzaną w Polsce reformę sądownictwa następująco:

„Jestem zdumiony, jak polscy eurodeputowani z lewej strony czy ze środka sali odnoszą się do swojej ojczyzny. Tymczasem, jeżeli ktoś się wczyta w orzeczenie Trybunału z 2019 r., to sądzi, że sędziowie sami się nie mianują, tylko przez ministerstwo sprawiedliwości czy parlament. Nie jest to najważniejsze, bo nie jest to sprawa najważniejsza, ani w Niemczech, ani w Stanach Zjednoczonych. Bo przecież to, że sędziowie się mianowali to byłby polski wyjątek. Bo tak naprawdę musimy zachować niezawisłość przy mianowaniu, ale nie można się samo mianować. Argumenty przemawiają za rządem Morawieckiego”.

Czołowi politycy rządzącej koalicji mocno sprzeciwiali się ingerowaniu Unii Europejskiej w sprawy polskiego wymiaru sprawiedliwości, zdecydowanie powołując się na traktaty przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, w których jasno jest określone, że reforma wymiaru sprawiedliwości należy do bezpośrednich kompetencji państw członkowskich. Premier rządu Mateusz Morawiecki zdecydowanie zapewniał:

„Nie ma niczego w naszej reformie wymiaru sprawiedliwości, czego nie byłoby w innych krajach członkowskich Unii Europejskiej”.

Z kolei Prezydent Andrzej Duda jasno wyraził swoją dezaprobatę wobec działań Komisji Europejskiej, która próbowała wstrzymać reformy sądowe koalicji Zjednoczonej Prawicy:

„Nie będą nam tutaj w obcych językach narzucali, jaki ustrój mamy mieć w Polsce i jak mają być prowadzone polskie sprawy”.

Tak polscy politycy rządzącej koalicji Zjednoczonej Prawicy bronili interesu Polski i jej racji stanu, na co nigdy nie zdobyli się
spolegliwi politycy poprzedniej koalicji postkomunistyczno-liberalnej. Wymownym komentarzem niech ponownie będą słowa sędzi Ireny Kamieńskiej, która stwierdziła:

„Ja będę szczera, ja pragnę zemsty”.

Słowa te padły podczas konferencji zorganizowanej przez Fundację Batorego, założoną i finansowaną przez amerykańskiego miliardera żydowskiego pochodzenia Georga Sorosa na wzór innych zorganizowanych przez niego na całym świecie fundacji New World Order, o ideologii liberalno-lewicowej. Doszło do takiej sytuacji, w której gdyby Zjednoczona Prawica nie zatrzymała sędziów, chcących podważyć legalność reform, to wszystkie dotychczasowe reformy sądownictwa jej autorstwa można byłoby wyrzucić do kosza i w Polsce zamiast systemu demokratycznego zapanowałby system sędziokracji, czyli zdominowania trójpodziału władzy przez postkomunistycznych sędziów.
Zjednoczona Prawica zapewniła, że nigdy nie zrezygnuje z reform wymiaru sprawiedliwości i doprowadzi je do końca. W rzeczywistości reforma wymiaru sprawiedliwości była ostatnim etapem walki z pozostałością reżimu komunistycznego i ostatnim frontem odejścia od układu zawartego z komunistami przy Okrągłym Stole w 1989 r. W świetle takich wydarzeń i zachowań posłów opozycji totalnej, dla osób tworzących „Solidarność”, wiernych tamtym ideałom, takie haniebne działania były zdradą narodową, porażającą swoją wymową oraz stanowiły niebezpieczeństwo dla niepodległości i samostanowienia państwa, które odzyskało wolność i niepodległość w 1989 r.
Miarą popularności rządu Zjednoczonej Prawicy było jej ponowne zwycięstwo w wyborach do Sejmu w 2019 r., w których ponownie zdobyła ona większość (w senacie do zdobycia tej większości brakło 2 głosów). Okazało się, że przez 4 lata totalna opozycja nie potrafiła przedstawić Polakom żadnej pozytywnej alternatywy, atrakcyjnej dla społeczeństwa.
Zwycięska reelekcja prezydenta Andrzeja Dudy z 12 lipca 2020 r. na kolejną kadencję wraz z wygraną Zjednoczonej Prawicy w w/w wyborach do Sejmu w 2019 r. dają nadzieję, że ta ostateczna batalia z układem Okrągłego Stołu i wpływami komunistycznymi zakończy etap ich likwidacji w życiu publicznym, rozpoczęty strajkami w sierpniu 1980 r. i powstaniem „Solidarności”.
Oby.

Najważniejsze podsumowanie III Rzeczpospolitej.
Do dnia tworzenia tej relacji Polska Rzeczpospolita Ludowa, jej przywódcy, ich zbrodnie, ich zdrada na rzecz Rosji sowieckiej nie zostały rozliczone.

 

Rozdział IV

ROZCZAROWANIE

 

W tym rozdziale skupię się nad oceną innego aspektu życia politycznego w Polsce. Od lat zadaję sobie pytanie:

„Dlaczego społeczeństwo tak reaguje, tak głosuje i dokonuje takich wyborów? Z czego to wynika?”

Trudno mi uwierzyć i z tym się pogodzić, że obecnie duża część społeczeństwa, które w zdecydowanej większości posiada wiedzę na temat trudnej i bolesnej historii naszej Ojczyzny tak łatwo poddaje się manipulacji i popiera postkomunistyczne formacje polityczne. Nie potrafię zrozumieć, czym kierują się ludzie, znający nasze tragedie narodowe, popierając opcje postkomunistyczne, tak mocno po Okrągłym Stole skompromitowane. Jest to dla mnie najbardziej szokujące i zdumiewające doświadczenie po powrocie i 10-letnim pobycie w Polsce. Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że po tylu nieszczęściach i wyrzeczeniach społeczeństwo da się tak zmanipulować ze szkodą dla siebie, przyszłych pokoleń i państwa.

Zdumiewa mnie przeogromny negatywny wpływ mediów na społeczeństwo. Sprywatyzowane wydawnictwa prasowe, nowo powstałe portale internetowe czy media założone przez byłych komunistów, ludzi związanych z ich środowiskiem światopoglądowo i towarzysko, tajnych współpracowników SB mają nieograniczony zasięg krajowy, w których dominuje anty-patriotyczny, anty-prawicowy, anty-państwowy nurt informacyjny, wydawniczy i publicystyczny. Szokują mnie anty-prawicowe media, prasa anty-polska, internetowe portale, gdzie od lat próbuje się nam Polakom obrzydzić naszą polskość, nasz patriotyzm, nasze przywiązanie do wartości, historii, kultury, obyczajów, często przypisując negatywne cechy, takie jak ksenofobia, szowinizm, antysemityzm, prymitywizm, zaściankowość, co znieważa nasz naród. Prawie wszystko, co polskie jest poddawane krytyce i drwinie, uruchomiono wielką machinę „pedagogiki wstydu”, jak celnie nazwał to Bronisław Wildstein, były opozycyjny student z Uniwersytetu Jagiellońskiego, którego kolega, również opozycyjny student Stanisław Pyjas zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w latach PRL-u, a jego śmierć nigdy nie została wyjaśniona.

Okazuje się, że większość obecnych dziennikarzy, publicystów, prowadzących tego rodzaju programy informacyjne, uprawiający tego rodzaju publicystykę to ludzie mający bardzo bliskie osobiste powiązania z poprzednim reżimem komunistycznym poprzez swoich komunistycznych rodziców lub dziadków. Podobną publicystykę tworzą również osoby zbratane z nimi z konformistycznych solidarnościowych środowisk, przejmując zwyczaje i zachowania pychy oraz pogardy poprzedniego establishmentu komunistycznego. Książka Resortowe dzieci Macieja Marosza, Doroty Kani, Jerzego Targalskiego dokładnie opisuje ich życiorysy. Takimi metodami manipulowania informacjami, opanowanymi lepiej niż w reżimie komunistycznym przy użyciu nowych technologii zwalczana jest prawica i jej zwolennicy.

Po śmierci tragicznie zmarłego w katastrofie lotniczej w Smoleńsku Prezydenta Rzeczpospolitej śp. prof. Lecha Kaczyńskiego ataki na prawicę przybrały zatrważające wymiary i zostały nazwane „przemysłem pogardy”, który nadal dominuje w polskiej polityce. Taki stan wynika również z tego, że polskojęzyczna prasa codzienna, periodyki, stacje radiowe i telewizyjne oraz portale internetowe znajdują się w rękach obcego, najczęściej niemieckiego kapitału, który w ten sposób manipuluje mniej patriotyczną, mniej opartą o poszanowanie polskiej tradycji, kultury i obyczajów częścią społeczeństwa. W ten sposób, celowo niszcząc tkankę narodową, zdobywają władzę nad społeczeństwem. Dopuszczono do zjawiska niespotykanego w żadnym innym państwie, czyli do opanowania mediów przez obcy kapitał (ponad 80% lokalnej prasy w Polsce znajduje się w rękach obcego kapitału).

W ten smutny proceder włączają się bardzo często ludzie kultury i sztuki, którzy w imię błędnie pojętej poprawności politycznej atakują środowiska, dla których polskość, patriotyzm, wartości narodowe są wyznacznikiem w życiu obywatelskim. Okazuje się, że angaż w prywatnych mediach i związane z tym korzyści finansowe są warte utraty godności własnej. Postawa taka dominuje w środowiskach tworzących elitę w czasach komunistycznych, które nie chcąc utracić zdobytego statusu, za pomocą socjotechniki manipulują opinią społeczną. Antypolskość tych działań godzi w naszą dumę narodową i nasz honor. I tego im wybaczyć nie wolno. Przybrało to rozmiary ojkofobii, niechęci do własnego społeczeństwa, jego wartości i tradycji. Zjawisko zdumiewające i trudne do zrozumienia oraz wytłumaczenia.

Okazuje się, że tymi metodami znacząco wpływają na słabo zorientowaną część społeczeństwa. Wmawianie młodemu pokoleniu, że rezygnacja z wartości patriotycznych, miłości i ofiarności dla ojczyzny, szacunek dla jej historii, sztuki, literatury, kultury stawia ich na poziomie Europejczyków jest moralną i anty-patriotyczną destrukcją. Polak przez sam fakt urodzenia się w geograficznym centrum Europy, wyrosły w tradycji starożytnej Grecji i Rzymu, wychowany w wierze i kulturze chrześcijańskiej, wynikających z nich wartości, znaczeń i pojęć, zasad i praw od zarania państwowości polskiej oraz obecnej cywilizacji praw obywatelskich, jest Europejczykiem z krwi i kości. Dzisiejsze standardy bałamucenia, wynaturzeń, w tym obyczajowych dewiacji i wyuzdania degradujących wartości, które tworzone i były sprawdzone przez wieki, nie uczyni Polaka Europejczykiem.

Kolejnym, trudnym do zaakceptowania przykładem jest sposób wyłaniania władz w wielu partiach, organizacjach i stowarzyszeniach.
Dla mnie fundamentalnym sposobem funkcjonowania demokracji są w pełni demokratyczne wybory władz. Takim wyborom przyświecało powstanie „Solidarności” i jej walka z systemem komunistycznym, w którym wybory były sfingowane, a de facto nie miały nic wspólnego z demokracją.

Wybór demokratyczny to nieograniczona liczba kandydatów, równość, powszechność i tajność, z prawem prezentacji własnego programu wyborczego i wizji jego realizacji. Zaznajamiając się z wieloma ordynacjami wyborczymi należy stwierdzić, że są one dalekie od doskonałości, ponieważ często wybór władz polega na braku kontrkandydata oraz na rekomendacji lidera lub ścisłego gremium partyjnego, co ogranicza demokratyczne szanse ewentualnych kontrkandydatów i możliwości przedstawienia przez nich programu i wizji jego realizacji, a tajne głosowanie polega jedynie na poparciu lub odrzuceniu rekomendowanej kandydatury.

Dotyczy to również wyborów władz samorządowych różnego szczebla czy organów władzy państwowej. Sposób przeprowadzania ich w dzisiejszej Rzeczpospolitej jest dla mnie kontrowersyjny i problematyczny. Wynika to przede wszystkich z istniejącej proporcjonalnej ordynacji wyborczej i ustalania list wyborczych osób startujących do ciał przedstawicielskich każdego szczebla władzy. Panuje wszechobecna partiokracja, czyli władza partii politycznych i partie wodzowskie, w których posłuszeństwo, służalczość, lizusostwo, konformizm są zaprzeczeniem demokratycznie funkcjonujących formacji, poprzez ustalanie list przez ścisłe, wąskie grono aktywu partyjnego z ludzi bliskich partyjnej koterii. Ogromnie nad tym ubolewam i trudno mi się z tym pogodzić, ponieważ przypomina to komunistyczne partie z PRL-u, w której metoda „mierny, bierny, ale wierny” decydowała o hierarchii partyjnej i dyktowała warunki życia politycznego w kraju, a przeciwko czemu protestowała „Solidarność”.
Sposobem na zawłaszczenie takich decyzji przez gremia kierownicze partii winno być tworzenie list wyborczych w partiach poprzez prawybory, poprzez tworzenie list przez członków partii każdego szczebla na zebraniach partyjnych, z pełną możliwością przedstawienia siebie, swojego programu i sposobu jego realizacji. Innym sposobem na zmianę tego stanu rzeczy, nie pozwalającego każdemu obywatelowi wzięcia udziału w wyborach poza decydentami partii jest zmiana ordynacji z proporcjonalnej na większościową, której domagają się różne środowiska. Nie wyrażają na to zgody naczelne władze wszystkich ugrupowań partyjnych, gdyż pozbawiłoby to gremia wpływu na niezależność członków i możliwość ich kontroli oraz zakulisowych gierek partyjnych. W związku z powyższym obecność i kolejność miejsc na listach wyborczych jest „ręcznie” ustalana przez ścisłe, niewielkie grono koterii partyjnych.
Społeczeństwo niezorientowane w tego typu sterowaniu metodą wyborów do ciał przedstawicielskich akceptuje te praktyki, nie zdając sobie sprawy z nie do końca demokratycznego sposobu wyborów. Z podanych wyżej powodów zrezygnowałem z życia partyjnego, sprzecznego z moimi standardami wyboru demokratycznego.

Kolejnym problemem jest zła, niszcząca praktyka obsadzania swoimi członkami lub zwolennikami, na zasadzie przynależności partyjnej, wszelkich stanowisk po zwycięstwie każdej opcji politycznej w Polsce. Sytuacja dotyczy obsadzania stanowisk w samorządach, jednostkach podległych samorządom, w organizacjach, instytucjach i organach podległych rządzącym na wszystkich szczeblach, w spółkach państwowych itd. Bardzo często, zbyt często, zamiast ustawowych, niezależnych od władz konkursów na stanowiska w urzędach, organizacjach i spółkach stosuje się sfingowane konkursy, które obejmowane są przez – z góry ustalonych – kandydatów.
Jest to kolejne obsadzanie stanowisk na zasadzie „przywiezienia w teczce”, przeciwko którym buntowała się „Solidarność”, a które przeczą zdrowej konkurencji, merytoryczności i przydatności zatrudnionego na tę funkcję czy stanowisko, a zatem szkodzą funkcjonowaniu państwa.

Kolejnym antydemokratycznym przykładem są zwyczaje głosowania po linii partyjnej, czyli dyscyplina partyjna. Jest to praktyka stosowana we wszystkich już prawie państwach demokratycznych, gdzie interes partii jest ważniejszy niż interes państwa czy społeczeństwa. Niestety ta niegodna praktyka nie omija również USA.

Takich przykładów w życiu państwa w wielu jego aspektach jest bardzo dużo, nie sposób tutaj wszystkich przedstawić, ale jest obrazem niezgodnym z tym, o co zabiegała Solidarność lat 1980- 1981. Pytanie, czy doczekam Polski pozbawionej postkomunistycznych wpływów, polityków – cynicznych graczy, którzy kierując się swoim prywatnym interesem mamią społeczeństwo obietnicami, rzucanymi tylko w celu zdobycia i utrzymania władzy. Pełnych pychy, buty i sobiepaństwa, gdzie parlamentaryzm jest niczym innym,  jak tylko narzędziem do utrzymania partyjnych i osobistych wpływów, często wbrew interesom Polski i jej racji stanu.

Zacząłem swoją działalność antykomunistyczną w imię dobra Polski i społeczeństwa w 1980 r. Dzisiaj, po 40 latach od tej daty, pomimo że niepodległa wolna Polska nie jest już pod zaborami, nie jest okupowana, nie jest podporządkowana reżimowi komunistycznemu, to w świetle podanych faktów daleka jest od Polski moich marzeń i celów „Solidarności” lat 1980-1981.

 

Rozdział V

KONTYNUACJA DZIAŁALNOŚCI W POLSCE

 

W celu przedstawienia mojej działalności w Polsce po powrocie z emigracji pozwolę sobie wrócić do wywiadu udzielonego Panu Edwardowi Kapturowi do jego książki Polska widziana z prowincji i odpowiedzi na jego kolejne pytanie.

– Już w czasie naszej staszowskiej „Solidarności” zadziwiała mnie u Pana – bardzo młodego wtedy człowieka trafność oceny otaczającej nas rzeczywistości. Ta umiejętność zaprowadziła Pana, mieszkańca prowincjonalnego miasteczka, na szczyty władz „Solidarności” 1980/1981. Także teraz, po 36 latach, mimo wrzasków otaczających nas tłumów zachwyconych obecną władzą, pańskie wypowiedzi o „dokonaniach” tzw. III Rzeczpospolitej są jak wtedy podobne i zgodne z ocenami niezależnych ekonomistów, historyków, polityków, publicystów. Narzuca się więc pytanie o źródła, mimo wszechogarniającej propagandy sukcesu, fałszu, chamstwa pana umiejętność „odkrywania” prawdy i wynikającego z niej zatroskania o los Ojczyzny.

– Dziękuję za docenianie mojej osoby, ale stwarza to pewien dyskomfort, bo pytanie dotyczy mnie, a niezręcznie się czuję mówiąc o sobie. Ale skoro zostałem poproszony to niegrzeczne byłoby odmówić odpowiedzi.
Urodziłem się w 1952 r. w Staszowie w rodzinie „prywaciarza”, jak to wtedy w PRL (Polska Republika Ludowa) mówiło się o biznesie prywatnym (zakład rzemieślniczy), więc miało to pewne odzwierciedlenie w życiu osobistym, szkolnym i późniejszych latach w pracy, okresie w „Solidarności”, w USA, łącznie z obecnymi latami. Czym to charakteryzowało się przez cały czas?  Przykładem niech będzie moja babcia Zofia Rutkowska mająca po wojnie sklep żelazny w staszowskim Ratuszu. Jej sklep i ona sama stała się ofiarą komunistycznej akcji „bitwy o handel”, trwającej w latach 1947-1949, mającej na celu ograniczenie i wyeliminowanie sektora prywatnego, którego istnienie miało według PPR (Polska Partia Robotnicza) grozić odrodzeniem się kapitalizmu. Pewnego dnia funkcjonariusze UB (Urząd Bezpieczeństwa) podjechali wozami pod babci sklep, skonfiskowali i załadowali cały towar na te wozy, a babcia trafiła do celi więziennej z sandomierskim zamku. Po interwencjach mojego ojca Antoniego została zwolniona, ale skonfiskowanego towaru już nie otrzymała i zamknęła sklep. Kolejnym przykładem niech będzie zastrzelenie mojego wujka Stanisława Jagielskiego, bliskiego kuzyna mojego ojca, za nielegalne garbowane skóry, ponieważ prywatne garbowanie i handel też było zabronione przez komunistów. W czasie pościgu wujek został zastrzelony.
Również w moim domu były rewizje w poszukiwaniu skóry, której ojciec używał w swoim warsztacie rzemieślniczym, a który przynosił dość pokaźne dochody jak na ówczesne czasy, z powodu czego ojciec również często musiał odwiedzać Urząd Skarbowy, gdzie dostawał represyjnie komunistyczne domiary do podatku. W ostatnich latach szkoły podstawowej z polecenia ojca po kryjomu, często bardzo wczesnym rankiem lub późnym wieczorem przynosiłem po kryjomu wykonany towar przez nielegalnie zatrudnionych pracowników z ich domów. Również rozwoziłem towar po sklepach. Pamiętam, jak jeden z odbiorców w Kielcach zrugał mnie za publiczne oznajmienie u niego w sklepie, że przywiozłem towar, a on też jako prywaciarz był kontrolowany i rozliczany z ilości sprzedaży i mogłem go przez to narazić. Ponadto w związku z tym, że byłem dzieckiem „prywaciarza” to np. nie mogłem uczęszczać na stołówkę szkolną. Pamiętam smaczne rogale z kawą na początku, ale po kilku dniach wydalono mnie ze stołówki, bo była ona dotowana, a ja, jako że pochodziłem z rodziny „prywaciarza”, nie kwalifikowałem się do korzystania z darmowych posiłków. Jak widać, tę stronę komunizmu poznałem dość wcześnie.
Mój ojciec w chłopięcym wieku, w ostatnich latach wojny był również łącznikiem w AK zatem tę stronę patriotyczną też poznałem, bo wśród znajomych ojca o tych sprawach dyskutowano. Ponadto mój wujek Jan Kruzel jako AK-owiec po wojnie był zesłany na Syberię, z której powrócił po 12 latach, o czym w towarzystwie ojca też rozmawiano.
Rola Piłsudskiego, sprawy Katynia znane mi były od samego początku i tworzyły wiadomy stosunek do komunistów, PRn L-u i Rosji sowieckiej. Do dzisiaj pamiętam recytowaną przez babcię Agnieszkę Małobęcką balladę Adama Mickiewicza Powrót taty, która mnie wtedy malca bardzo ujęła i wzruszyła. A ojciec mojej babci Małobęckiej, mój pradziadek Wincenty Wojciechowski to powstaniec styczniowy. Do tego doszło zamiłowanie do historii i rozczytywanie się w książkach Henryka Sienkiewicza, Józefa Kraszewskiego, Karola Bunscha, poezji Adama Mickiewicza, Juliusza Słowackiego, Marii Konopnickiej. Podane przykłady wyjaśniają, jak i gdzie kształtował się mój patriotyzm i poglądy na otaczającą rzeczywistość. Często żartując na temat moich poglądów mówię, że ja antykomunistą i patriotą jestem od becika. I tak mi zostało.
Okres szkoły podstawowej to rok 1968 i wydarzenia marcowe jako akt protestu studentów przeciwko zdjęciu ze sceny Dziadów Adama Mickiewicza w inscenizacji Kazimierza Dejmka, które uznano za antyradzieckie (antyrosyjskie). Wtedy jako młody człowiek pierwszy raz spotkałem się z masową antykomunistyczną i antysowiecką atmosferą w społeczeństwie. Oczywiście słuchałem Radia Wolna Europa, jak również Głosu Ameryki, nadających polskie wiadomości z Monachium w Zachodnich Niemczech. Dopływały z nich niecenzurowane informacje o tym, co się dzieje w kraju.
W roku 1970 wybuchły kolejne protesty, tym razem stoczniowców na Wybrzeżu, krwawo stłumione przez milicję i wojsko, któremu rozkazy masakry stoczniowców wydał nie kto inny, a późniejszy twórca i wykonawca stanu wojennego Wojciech Jaruzelski. Krwawo stłumione protesty wywołały kolejny niechętny komunizmowi odruch oporu i chęci odwetu.
Potem, po latach dalszej edukacji nastąpiła już praca zawodowa w kopalni siarki „Siarkopol” w Grzybowie i antyrządowe i antykomunistyczne rozruchy robotnicze w Radomiu, Ursusie w czerwcu 1976 r., po których silnie represjonowano biorących udział robotników, łącznie z tzw. ścieżkami zdrowia, gdzie przechodzących robotników przez szpaler uzbrojonych w pałki milicjantów bito gdzie popadnie okaleczając niejednego z nich. W obronie radomskich robotników stanął ksiądz Roman Kotlarz z radomskiej parafii Pelagów, a pochodzący z naszych pod staszowskich Koniemłot. Wielokrotnie pobity przez oprawców z SB (Służba Bezpieczeństwa) zmarł po ostatnim pobiciu. Decyzją SB zabroniono go pochować na terenie cmentarza własnej parafii i został pochowany w Koniemłotach.
Okres ostatnich lat 70. ubiegłego wieku to nachalna, wszechpanująca propaganda sukcesu i tzw. sojuszu i przyjaźni ze Związkiem  Sowieckim we wszystkich mediach i prasie, a sprawozdania z niekończącej się liczby konferencji, zjazdów, zebrań partyjnych zalewały wszelkie inne ważne informacje. Kryzys gospodarczy i braki rynkowe przesłonięte były kłamstwami propagandy sukcesu, o niby sukcesach gospodarki socjalistycznej, podczas gdy w rzeczywistości trud zdobycia podstawowych artykułów spożywczych, domowego użytku i przemysłowych przekraczał dzisiejsze wyobrażenia.
Propaganda panowała również w życiu zawodowym, gdzie organizacje partyjne oraz jej apologeci i posłuszni funkcyjni członkowie dominowali we wszystkich dziedzinach życia zakładowego, budując kastę ludzi przywilejów. Organizowane uroczystości patriotyczne były sprzeczne z ideałami oraz faktami prawdy historycznej, którą masowo fałszowano w szkołach i kreowały złudne i fałszywe korzyści dla Polski wynikające z sojuszu i przyjaźni z Sowietami. Było to sprzeczne z interesami kraju i społeczeństwa, trudne do strawienia i akceptowania przez niezindoktrynowane społeczeństwo. Dla mnie było to jednoznaczne kłamstwo, obłuda systemu niszczącego tkankę mojego narodu, państwa i   ich przyszłości. Pamiętam dyskusję w biurze „sztygarówki” ze współpracownikami, z których jeden był przewodniczącym zakładowego ZMS (Związku Młodzieży Socjalistycznej) i jednocześnie członkiem partii komunistycznej, beneficjentem tego systemu. Byłem wtedy „nowo upieczonym”, bezpartyjnym sztygarem, co było bez precedensu w hierarchii dozoru w kopalni. Dyskusja dotyczyła Katynia; przytoczyłem znane mi fakty i opinie na ten temat, na co ZSM-owiec zwrócił mi uwagę, abym uważał, co mówię, bo jego jeden telefon do zakładowego komitetu partii komunistycznej może natychmiast pozbawić mnie stanowiska. Niech to wspomnienie posłuży za przykład atmosfery zastraszania, presji panującej w kraju i w zakładach pracy.
W takiej to atmosferze totalnej dominacji komunistów w życiu codziennym państwa i społeczeństwa w lipcu 1980 r. komunistyczny rząd podniósł ceny na podstawowe artykuły spożywcze, co skończyło się strajkami w Świdniku, które już jako masowe wystąpiły ponownie, jak w roku 1970 na polskie Wybrzeże. Wsparcie innych branż przemysłowych i praktycznie wszystkich innych profesji niezindoktrynowanego społeczeństwa moralnie wspierającego strajkujących, zmusiło komunistów do ustępstw w sprawie podwyżek cen, a co najważniejsze wymusiło na nich zgodę na utworzenie ogólnopolskiego, samorządnego, niezależnego od nich i niepodporządkowanego im związku zawodowego „Solidarność”.

Ten bezprecedensowy fakt w historii państw tzw. demokracji ludowej kontrolowanych przez Rosję sowiecką, był początkiem klęski komunizmu w świecie. W tamtym czasie nikt nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Wiadomość o zgodzie na ogólnopolski związek „Solidarność” stworzyła również nową sytuację w życiu społecznym na terenie staszowskim i w kopalni siarki „Siarkopol” w Grzybowie. W tej sytuacji podjąłem zakończoną sukcesem próbę utworzenia „Solidarności” w kopalni. Z trzema znajomymi pracownikami: Piotrem Trychem, Andrzejem Ptakiem i Bolesławem Kozłowskim założyliśmy „Solidarność” jako wyłom w życiu zakładowym, zdominowanym dotychczas przez partię komunistyczną i kontrolowanym przez nich związku zawodowym.
Moja sytuacja pracownika dozoru średniego oraz pozycja mojej żony pracującej w biurowcu zakładowym nie były najgorsze w porównaniu do innych współpracowników i mieszkańców Staszowa, tym bardziej że mieszkaliśmy w moim rodzinnym domu i nie kusiły nas żadne dobra oferowane w celu pozyskania kolejnych zwolenników komunizmu.
Na zadawane mi pytanie: „Po co to robisz?” miałem krótką odpowiedź: „Ktoś musi”, gdyż zdawałem sobie doskonale sprawę, że jest to następna okazja, aby zniwelować wpływy komunistów i Sowietów w Polsce. Okres „Solidarności” przedstawiłem w moich wspomnieniach, pobyt na emigracji w USA i wrażenia dotyczące USA przedstawiłem w I rozdziale Aneksu, wrażenia na temat III Rzeczpospolitej przedstawiłem III i IV rozdziale, zatem nie pozostaje mi nic innego, tylko przedstawienie dalszej mojej działalności związanej z kolejnymi wydarzeniami, po powrocie z emigracji w USA do Polski.

W 2005 r. podczas kolejnego urlopu w Polsce uświadomiłem sobie, że w Staszowie nadal istnieją nazwy ulic ściśle związane z komunistycznym reżimem. Ogromnie mnie to zdziwiło. Przez 27 lat od upadku reżimu w Polsce nie uchwalono ustawy jednoznacznie likwidującej te symbole komunizmu. To tak jakby rządy II Rzeczpospolitej pozostawiły symbole zaborców po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. Ustawa likwidująca te symbole powinna być jedną z pierwszych ustaw Sejmu, sankcjonującą upadek reżimu komunistycznego i oddzielając zniewolenie sowieckie od niepodległej Polski, lecz niestety nie powstała ona do 1 kwietnia 2016 r., czyli uchwalenia ustawy porządkującej te sprawy. Przy czym w Staszowie nazwy ulic zmieniono kilka lat przed tą datą, o czym poniżej.
Bardziej patriotyczne środowiska w różnych częściach Polski same lokalnie likwidowały te symbole zniewolenia. Niestety tego ducha zmian nie zawsze wystarczało w naszym Staszowie. Niezrozumiałym jest niedoprowadzenie do zmiany nazw tych komunistycznych ulic przez wiodącą w terenie „Solidarność” Kopalni Siarki, z niewykorzystaniem funkcji jej przewodniczącego, który jednocześnie był dwu-kadencyjnym
(8 lat) Przewodniczącym Rady Miasta i Gminy, aby symbole zniewolenia znikły z nazw ulic Staszowa. Nie mogłem jako Polak, „solidarnościowiec”, który swój antykomunizm i wrogość do Rosji sowieckiej angażował w latach 80. w likwidację istniejącego stanu rzeczy, dalej akceptować i tolerować takich symboli w swoim mieście.

I zadawałem sobie pytania:

  1. Jak inni obywatele Staszowa, też przecież Polacy, szanujący swoje państwo, swój kraj, swój naród i jego tragiczną historię mogą tolerować takie zjawisko niezgodne z godnością Polaka, gdzie ogromną cenę za wolność, niepodległość płaciło tyle pokoleń wcześniej zniewolonych Polaków?
  2. Jak obywatel miasta może tolerować komunistyczne nazwy ulic we własnym mieście, które godzą w wizerunek miasta i narażają go na kpiny i szyderstwa poza miastem, kiedy młodzież ze staszowskich szkół składa podania do szkół wyższych poza Staszowem i po spojrzeniu na nazwę ulicy pada ironiczny komentarz: „To wy jeszcze macie takie ulice w Staszowie?”
  3. Jak staszowianin może tolerować sarkastyczny, szyderczy uśmieszek turysty zwiedzającego Staszów i chodzącego po ulicach z komunistycznymi nazwami?

Zatem chodziło tylko o dobrą wolę, szacunek do własnego miasta i państwa – nie można było tego zjawiska dalej tolerować.
W związku z tym, że podejmowane wcześniej przez niektóre środowiska niekonsekwentne próby zmiany tych nazw kończyły się niepowodzeniem, w ostateczności ja, wierny swoim patriotycznym wartościom i poglądom podjąłem wysiłek zmiany tego stanu rzeczy i  próbę likwidacji tego zjawiska, godzącego w wizerunek miasta i obywateli Staszowa.
Należało konsekwentnie, bez ustępstw przekonać oponentów i władze miasta. W związku z tym, że w tym czasie przebywałem w USA akcję zmian rozpocząłem i kontynuowałem przez internet. W czasie urlopów w Polsce kilkakrotnie bez skutku rozmawiałem o tym problemie z władzami miasta, ale pomimo tego nie rezygnowałem z wyznaczonego celu.
Oczywiście sympatycy reżymu komunistycznego, których była znaczna ilość we wszystkich środowiskach Staszowa byli przeciwnikami zmian, odwoływali się do powojennej historii, jak również administracyjnych problemów i kosztów związanych ze zmianami nazw. Były to celowe zabiegi. Ale zapomnieli oni o samej idei nazewnictwa.

Nazwy ulicom, placom, mostom nadaje się, aby oddać cześć i hołd wydarzeniom lub ludziom zasłużonym, których działalność na jakiekolwiek niwie przyczyniła się do pozytywnego wpływu na historię, otoczenie, środowisko i przez to upamiętnienie ich działań. Nazwy komunistycznych działaczy i polityków były akurat tego przeciwieństwem, a działalność ich leżała w interesie ościennego państwa, czego w niepodległej, wolnej Polsce nie można było akceptować, tak jak w niepodległej, wolnej Polsce po 1918 r. nie można było akceptować symboli zaborców.

Powód poniesienia kosztów zmian był dla mnie również mocno bulwersujący, zadałem sobie pytanie:

„Jak można używać argumentu poniesienia materialnych kosztów zmian nazw tych ulic, kiedy koszt walk antykomunistycznych był kosztem ofiary zdrowia i życia tych Polaków, którzy walczyli z tym nieludzkim systemem?”.

Niemożliwe było zaakceptowanie takich argumentów, jeżeli na szali położyło się cenę życia polskich bohaterów i kosztów zmiany nazw ulic.
Trzeci powód również był nieracjonalny, bo dowody osobiste,  zgodnie z decyzją administracyjną, wykonywane są za darmo. Aby pokonać opór przeciwników zaproponowałem karencję na zmianę nazw ulic, tak aby obydwie nazwy obowiązywały przez kilka lat. Zasugerowałem, aby inne koszty celowo wyolbrzymiane zostały rozłożone na 3 lata, aby jak najbardziej zmniejszyć uciążliwość ich ponoszenia. Zmianę adresu  w urzędach i instytucjach również należało rozłożyć na 3 lata, by w tym czasie bezpłatnie zmodyfikować adresy. Jak widać rozumiałem zastrzeżenia finansowe i administracyjne mieszkańców ulic, których nazwy miały być poprawione.

Już w kilka miesięcy po powrocie na stałe do Polski w 2010 r. powołałem Inicjatywę Obywatelską, która gromadziła kilka osób wspierających moją inicjatywę. Petycję do władz miasta i gminy napisał przewodniczący „Solidarności” nauczycielskiej Marek Poniewierka, a propozycję zmiany nazw ulic na nazwy ludzi zasłużonych dla Staszowa napisała Krystyna Semrau, wykładowczyni historii z Zespołu Szkół Zawodowych w Staszowie. Petycję podpisaną przez setki osób z pismem przekazałem do Urzędu Miasta i Gminy i po wielokrotnych moich naciskach na Radę Miasta i Gminy, by wreszcie podjęła stosowne, doprowadzono do zmian ulic w latach 2012-2013. Z wizerunku Staszowa zniknęły wszystkie komunistyczne nazwy ulic.
Nazwy zmieniono dwuetapowo: w 2012 r. dokonano zmian 3 ulic, w 2013 r. kolejnych 4.

I tak ulica:

– 25-lecia PRL została zamieniona na ulicę Niepodległości,

– Marcelego Nowotki została zamieniona na ulicę Spokojną,

– PKWN (Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego) została zamieniona na ulicę Łącznik,

– Karola Świerczewskiego na ulicę Józefa Piłsudskiego,

– Hanki Sawickiej na ulicę Ignacego Raczyńskiego,

– Janka Krasickiego na ulicę Powstańców Styczniowych,

– Aleksandra Zawadzkiego na ulicę Józefa Wybickiego.

Przy okazji obwodnicę południową miasta nazwano ulicą „Solidarności”.

 

Pismo Urzędu Miasta i Gminy Staszów potwierdzające zmianę nazw 3 pierwszych ulic.

 

Starania, cierpliwość, konsekwencja i słuszność wyznaczonego celu skończyły się sukcesem osobistym, jak również sukcesem miasta i jego mieszkańców, będąc dowodem na to, że nigdy nie wolno rezygnować z walki o sprawę, która służy wspólnemu dobru. Szkoda jedynie, że w większości nie wykorzystano propozycji nadania ulicom nazw patronów z listy ludzi zasłużonych dla Staszowa, chociaż należy się cieszyć, że przynajmniej postać przedwojennego burmistrza miasta, antyrosyjskiego spiskowca, Sybiraka, legionisty legionów Piłsudskiego i ofiary II wojny światowej, jeńca niemieckiego obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie Ignacego Raczyńskiego znalazła uznanie w oczach radnych i miejsce w nazwie jednej ze zmienionych ulic.
Moja inicjatywa i sukces w odkomunizowaniu ulic Staszowa została doceniona przez Towarzystwo Patriotyczne Jana Pietrzaka w Warszawie, gdzie podczas dorocznych obchodów Święta Niepodległości zostałem przez to Towarzystwo wyróżniony statuetką z symbolem husarza za krzewienie patriotyzmu w środowisku lokalnym.

 

Wyróżnienie Towarzystwa Patriotycznego Jana Pietrzaka.

W kolejnym roku – poproszony przez Jana Pietrzaka – ufundowałem jedną z nagród dla młodzieży w konkursie Towarzystwa na
wiedzę historyczną. Poproszony przez władze okręgowe PiS byłem organizatorem wystawy na Rynku w Staszowie, poświęconej tragicznie zmarłemu w katastrofie samolotu w Smoleńsku Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu.

 

                                                Fragment wystawy o prezydencie Lechu Kaczyńskim.

 

Całość wystawy na staszowskim Rynku.

 

W 2017 roku z okazji Święta Żołnierzy Niezłomnych wspólnie z Andrzejem Ptakiem – internowanym kolegą, założycielem „Solidarności” w kopalni siarki „Siarkopol” w Grzybowie oraz „Solidarnością” kopalni siarki ufundowaliśmy tablicę pamiątkową, która została poświęcona po uroczystej mszy w kościele Ducha Świętego.

 

Ufundowana tablica pamiątkowa w dolnym kościele Ducha Świętego w Staszowie.

 

Nadszedł czas dalszej fizycznej dekomunizacji wizerunku Staszowa. Okazją była konieczność likwidacji pomnika wdzięczności sowieckiej Armii Czerwonej, który stał w parku staszowskim Legionów przy ulicy Parkowej. Istnienie tego pomnika akurat w parku im. Legionów było absurdem, którego nikt nie chciał zlikwidować. Przed II wojną światową w Staszowie stacjonował I batalion 2 Pułku Piechoty Legionów, który swoją obecnością wpisywał się w życie miasta, jego kulturę, obyczaje, tradycję i gospodarkę, przez co wpływał na rozwój miasta. I batalion 2 Pułku Piechoty Legionów opuścił Staszów, by wziąć udział w kampanii wrześniowej 22 sierpnia 1939 r. i nigdy już do Staszowa nie wrócić. Od tej pory śladu po nim w Staszowie nie było, poza nadaniem parkowi nazwy Legionów dopiero w grudniu 2016 r. Absurd polegał na tym, że nadal pozostawiono w nim pomnik sowieckiej Armii Czerwonej. Należało z tym skończyć. 2 Pułk Piechoty Legionów brał czynny udział w walce podczas wojny polsko-sowieckiej w kampanii w 1920 r. i obronie Warszawy przed bolszewikami. Brał czynny udział w kampanii wrześniowej, czyli ataku Niemiec na Polskę 1 września 1939 r. z zachodu i atak Rosji sowieckiej na Polskę 17 września 1939 r. ze wschodu. Atak sowiecki to uwięzienie dziesiątek tysięcy żołnierzy polskich i ludobójstwo dokonane na oficerach polskich w Katyniu, Charkowie, Miednoje z rozkazu zbrodniczego, bolszewickiego reżimu Stalina. Przypuszcza się, że obok celowej zagłady elity polskiej był to również rewanż Stalina za klęski bolszewików, jego osobistej nieudolności i przegranej w czasie wojny polsko- -sowieckiej w 1920 r. W takich okolicznościach istnienie pomnika wdzięczności sowieckiej Armii Czerwonej w staszowskim parku im. Legionów urągało pamięci i prawdzie oraz ofiarom – bestialsko zamordowanym oficerom polskim i żołnierzom zesłanym do gułagów przez reżim sowiecki.
W związku z tym wystąpiłem do władz miasta i gminy o likwidację tego pomnika w parku staszowskim i ufundowanie w jego miejsce pomnika upamiętniającego I batalion 2 Pułku Piechoty Legionów, stacjonującego przed II wojną światową w Staszowie.

 

Pismo do Urzędu Miasta i Gminy Staszów o upamiętnienie I batalionu 2 Pułku Piechoty Legionów.

 

Tak jak przy zmianie nazw ulic, trzeba było uzbroić się w cierpliwość. Najpierw nastąpiła zmiana władz samorządowych, później opieszałość nowej władzy, aż wreszcie po licznych monitach i naciskach doszło do usunięcia pomnika 29 grudnia 2017 r.
W roku 2018 na miejscu zlikwidowanego pomnika wdzięczności sowieckiej Armii Czerwonej powstał pomnik Żołnierza Polskiego z figurą legionisty I batalionu 2 Pułku Piechoty Legionów i tablicą upamiętniającą jego pobyt w Staszowie przed II wojną światową.

 

Uroczystość odsłonięcia Pomnika Żołnierza Polskiego z figurą legionisty I batalionu 2 Pułku Piechoty Legionów z        tablicą upamiętniającą jego pobyt w Staszowie przed II wojną światową.

 

Tak oto, likwidując komunistyczne nazwy ulic i sowiecki pomnik wdzięczności Armii Czerwonej, zdekomunizowałem Staszów fizycznie. Wpisywało się to w moją kontynuację walki z komunizmem rozpoczętą jesienią 1980 r., której częścią było przeniesienie przez staszowską „Solidarność” ukrytego przez komunistów na starym cmentarzu św. Bartłomieja pomnika Tadeusza Kościuszki na Rynek staszowski, przed którym teraz odbywają się wszystkie państwowe uroczystości, jak również odebranie przez staszowską „Solidarność” części budynku miejskiego PZPR na rzecz szkoły nr 1 w Staszowie, celem poprawienia warunków nauczania dzieci tej szkoły.

W ramach kontynuowania mojego zaangażowania patriotycznego współfinansowałem występ z patriotycznym repertuarem rapera Tadka, który dał wspaniały występ przy Zalewie nad Czarną w Staszowie. W takim samym duchu 6 marca 2020 r. z mojej inicjatywy we współpracy z Panią dyrektor Katarzyną Ciepielą ze Staszowskiego Ośrodka Kultury w Staszowie zorganizowana była w Staszowskim Ośrodku Kultury uroczystość oddania czci i chwały Żołnierzom Niezłomnym.

 

Uroczystość ku pamięci Żołnierzy Niezłomnych w Staszowskim Ośrodku Kultury.

 

W uroczystości wziął udział bard III Rzeczpospolitej Pan Paweł Piekarczyk, który zaprezentował widzom wzruszające, patriotyczne utwory, oddające tragizm losu Żołnierzy Niezłomnych.

Recital Pawła Piekarczyka.

Rok 2020 to 100 rocznica Bitwy Warszawskiej – Cudu nad Wisłą, rocznica zwycięstwa oręża i polskiego narodu przeciwko nawale sowieckiej, w obronie dopiero co odzyskanej niepodległości po 123 latach niewoli, jak również obrony Europy przed dominacją turecką i odsieczy Wiednia w 1683 r., kiedy to polskie wojsko pod wodzą króla Jana Sobieskiego rozgromiły armię turecką i zatrzymały jej marsz w głąb Europy. W związku z tym złożyłem pismo w Urzędzie Miasta i Gminy o uhonorowanie tego wydarzenia i ufundowania tablicy pamiątkowej na Pomniku Żołnierza Polskiego w Parku Legionów.

 

Pismo do Urzędu Miasta i Gminy w sprawie tablicy pamiątkowej na 100-lecie Bitwy Warszawskiej.

 

Urząd Miasta i Gminy pismem potwierdził   wolę instalacji takiej tablicy, która ma być poświęcona w roku 2020, roku Bitwy Warszawskiej ustalonego uchwałami Sejmu i Senatu w 2019 r.

 

Odpowiedź Urzędu Miasta i Gminy w sprawie ufundowania tablicy na 100-lecie Bitwy Warszawskiej.

 

W czasie wielu patriotycznych uroczystości moje wystąpienia dotyczyły prawdy historycznej o reżimie komunistycznym i były mocno niepoprawne politycznie w stosunku do obowiązującego ducha III Rzeczypospolitej Okrągłego Stołu.

Moje publiczne wystąpienie podczas jednej z wielu uroczystości patriotycznych.

 

Innymi aspektami mojej działalności były spotkania w Staszowskim Ośrodku Kultury z młodzieżą szkół średnich Staszowa z okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. W porozumieniu ze Starostwem Powiatowym w Staszowie spotykałem się również z uczniami klas maturalnych we wszystkich szkołach średnich w powiecie staszowskim, podczas których prezentowałem historię „Solidarności”, jej rolę w zmianie systemu komunistycznego nie tylko w Polsce, lecz również w krajach Europy Środkowo- -Wschodniej i jego ojczyźnie Rosji. W przyszłości planuję skoncentrować swoją publiczną działalność na tego typu spotkaniach.

Spotkania te mają również dodatkowy aspekt oraz cel, mianowicie krzewienie wartości patriotycznych młodego pokolenia, zgodnie z nadal aktualną maksymą kanclerza Jana Zamojskiego:

„Zawsze takie Rzeczypospolite będą, jakie ich młodzieży chowanie.”

Spotkanie z młodzieżą klas maturalnych w szkołach powiatu staszowskiego.

 

Rozdział VI

ODZNACZENIA I WYRÓŻNIENIA

Moje działania na rzecz Polski, na rzecz lokalnej społeczności spotkały się z uznaniem wielu środowisk – władz lokalnych, jak również władz krajowych, w tym prezydenta Rzeczypospolitej. Zostałem za nie uhonorowany wyróżnieniami lub odznaczeniami państwowymi.
Pierwszym takim wyróżnieniem była uchwała Rady Miasta i Gminy Staszów, która nadała mi tytuł wraz z medalem okolicznościowym, za moją działalność na rzecz Szkoły nr. 2 im. Jana Paderewskiego (ufundowałem pracownię komputerową i opłaciłem obiady dla dzieci szkolnych z ubogich rodzin).

 

 

Uchwała Rady Miasta i Gminy w sprawie nadania tytułu „Zasłużony dla Miasta” z okolicznościowym medalem

Dnia 22 grudnia 2016 r. decyzją Szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych uzyskałem status osoby represjonowanej z powodów politycznych.

Dokument potwierdzający otrzymanie statusu osoby represjonowanej z powodów politycznych.

 

 

Awers i rewers statusu.

 

Honorowa Odznaka towarzysząca statutowi osoby represjonowanej z powodów politycznych.

Za aktywność związkową w tworzeniu i działalności w NSZZ „Solidarność”, decyzją Prezydenta Rzeczpospolitej Andrzeja Dudy zostałem odznaczony Krzyżem Wolności i Solidarności, przez zastępcę Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej dr. Mateusza Szpytmę. Odznaczenie KWiS zostało nadane postanowieniem Prezydenta RP nr 108/2017.

 

Krzyż Wolności i Solidarności.

 

 

Uroczystość wręczenia Krzyża Wolności i Solidarności.

 

Józef Małobęcki (ur. w 1952 r. w m. Staszów)…
Biogram opracowano na podstawie materiałów archiwalnych Instytutu Pamięci Narodowej.

 

Na podstawie art. 138 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 roku oraz ustawy z dnia 16 października 1992 roku o orderach i odznaczeniach (Dz. U. z 2015 r. poz. 475 i 1266 oraz z 2016 r. poz. 1948) Postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 14 sierpnia 2017 roku o nadaniu orderów i odznaczenia odznaczony zostałem Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski:

Za wybitne zasługi w działalności na rzecz przemian demokratycznych w Polsce, za osiągnięcia w podejmowanej z pożytkiem dla kraju pracy zawodowej i społecznej.

 

Uroczystość wręczenia Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski przez sekretarza stanu w kancelarii Prezydenta RP Andrzeja Derę.

Prezydent Rzeczypospolitej w tym czasie był w Sejmie na zaprzysiężeniu nowego rządu.

 

Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

 

Odznaczeni w czasie uroczystości wręczenia orderów w Pałacu Prezydenckim.

Na wniosek przewodniczącego Stowarzyszenia Opozycji Niepodległościowej i Represjonowanych 1956-1989 w Oświęcimiu Janusza Januszewskiego, skierowanego do Szefa do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych zostałem odznaczony medalem Pro Patria,

„za szczególne zasługi w kultywowaniu pamięci o walce o niepodległość Rzeczypospolitej Polskiej”.

                  Uroczystość nadania medalu Prio Patria przez Szefa do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jana Józefa Kasprzaka.

 

Medal Pro Patria.

 

Na okoliczność 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę po 123 latach niewoli decyzją premiera Rzeczpospolitej Mateusza Morawieckiego zostałem odznaczony Medalem 100-lecia Odzyskania Niepodległości.

 

Uroczystość wręczenia Medalu 100-lecia Odzyskania Niepodległości w Urzędzie Wojewódzkim w Kielcach w obecności Wojewody Świętokrzyskiego Agaty Wojtyczek i Marszałka Województwa Świętokrzyskiego Andrzeja Będkowskiego.

 

Medal 100-lecia Odzyskania Niepodległości oraz dyplom nadania Medalu 100-lecia Odzyskania Niepodległości.

 

Decyzją dyrektor Liceum Ogólnokształcącego im. księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego w Staszowie Anny Karasińskiej zostałem wyróżniony medalem na 100-lecia istnienia Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Staszowie.

Medal 100-lecia Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Staszowie.

 

10 września 2020 r. decyzją Prezydenta Rzeczypospolitej Andrzeja Dudy zostałem odznaczony Medalem Stulecia Odzyskania Niepodległości.

 

Akt dekoracji Medalem Stulecia Odzyskania Niepodległości.

 

Wśród współodznaczonych.

 

                     

Medal Stulecia Odzyskania Niepodległości – polskie pamiątkowe państwowe odznaczenie cywilne ustanowione 15 czerwca 2018 r. jako dowód wdzięczności oraz wyraz szacunku dla osób, które położyły szczególne zasługi w służbie Państwu i społeczeństwu.

 

DALSZE DZIEJE do wspomnień o moich działaniach w „Solidarności”
w latach 1980-1981 oraz rozszerzony wywiad do książki
Edwarda Kaptura zostały napisane w 2020 r., w 40-lecie powstania
NSZZ „Solidarność”.

Wróć do góry